Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2024

Żelazna reklama

  Dawniej to były reklamy… Żelazne! Eksploatowano je przez 50 lat z okładem. Świat wokół zmieniał swoje oblicze, upadały trony i fortuny, a reklamy pozostawały te same. Ich bohaterowie byli wciąż tak samo młodzi, obiecujący tak samo i prawie to samo. Weźmy za przykład tę osławioną reklamę prasową, rozpoczynającą się od słów „ Ja, Anna Csillag,  z mojemi 185 cm długiemi, olbrzymiemi włosami rusałki Loreley”  („Já Anna Csillagová”, „Én Csillag Anna”, „Ich, Csillag  Anna”)*.   Anna Csillag pod swoim autentycznym imieniem i mężowym nazwiskiem** reklamowała cudowną pomadę na porost włosów w całej monarchii austro-węgierskiej. Robiła to w językach: niemieckim, węgierskim, polskim, czeskim, słoweńskim i rosyjskim. Była wielkim galicyjskim tematem – żywą reklamą, sentymentem kilku pokoleń, pytaniem o status istnienia i o wiarygodność jej reklamowych manifestów, a z czasem także pytaniem o manipulacje w reklamie, zwanej dawniej często propagandą. Podobno sam Hitler, mając w pamięci historię rek

Każdy czas ma swoje wykrzykniki

Obudziła mnie wczoraj fraza: „Było ef-ef”. Już na trzeźwo pomyślałam, że skądś znam tę frazę. Po chwili wiedziałam: sprzedał mi ją Miron Białoszewski, podczas zeszłorocznych wakacji, przy oknie pokoju z pomarańczowymi zasłonami. Nawet zrobiłam sobie zdjęcie.   M. Białoszewski, Donosy z rzeczywistości. Poszperałam trochę i teraz już wiem, że trudno wyobrazić sobie życie obyczajowe dwudziestolecia międzywojennego bez ef-ef, które szybko i modnie oznajmiało, że coś albo ktoś są: pyszni, świetni, doskonali.  Można było mieć nóżki,  i figurę całą,  i sprawy domknięte, - wszystko ef-ef.  Każdy czas ma swoje wow! Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Życie jest zbyt krótkie żeby się (nie)ograniczać

Dzień to jednak scenarzysta, copwriter i poeta. Oto taki Czwartek zaprowadził mnie do banku, posadził w kolejce. Posadził mnie na takim miejscu, że na wprost moich oczu tańczyła reklama kredytu z wielkim sloganem: Życie jest zbyt krótkie aby się ograniczać!  Moja uwaga rozszczepiła się pomiędzy  myśleniem o (nie)ograniczaniu się a szukaniem puenty dla eleganckich pracowniczek banku halsujących pomiędzy bankowymi tam i siam. Na szybko stworzyłam nawet bankowe niby haiku: Jesień, południe, bank,  zapięte, na wysokich obcasach, płyną staccato,  - kapłanki finansów.  A potem, halsując po mieście trafiłam na koniec otwartego warsztatu psychologicznego. Jego kodą było losowanie „zdań do przemyślenia”. Wylosowałam pytanie: „Jak wyglądałoby Twoje życie, gdyby nie było żadnych ograniczeń, np. finansowych lub zdrowotnych lub innych”.  To nie mógł być przypadek. Czwartunio po raz drugi postanowił namówić mnie do myślenia o ograniczeniach, barierach, limitach.  No i o zgrozo wymyśliłam, że ograni

Napoleonka aka kremówka

Dziś w piekarni jakiś głos za mną zażądał „napoleonki”. Dziwne, ale ta popularna nazwa popularnego ciasta na sztuki dzisiaj dotarła do moich uszu z polityczno-historycznym pogłosem. Do tego stopnia, że objawił mi się obraz Napoleona, taki z czarno-białych podręczników historii. Obejrzałam się, po swoją „napoleonkę” przyszedł mężczyzna o twarzy… Napoleona, Napoleona Bonaparte. Ciekawe czy „napoleonka” ma coś wspólnego z Napoleonem? – przemknęło mi przez głowę. Czy ten mężczyzna przyszedł po ciastko jakich wiele czy po … napoleońskie.  Napoleońskie czy tylko francuskie? Absurdalne pytania? Już słyszę tę frazę, która podkreśla ich bezużyteczność: „Ciasto z kremem, to ciasto z kremem. Po co drążyć!”. A może jednak – myślało mi się nieustępliwie – istnieje dziedziczenie smaków? Być może nawet wbrew wszystkiemu i wszystkim? Być może istnieją jeszcze ludzie, którzy mają ochotę od poniedziałkowego jesiennego rana celebrować historyczne smaki? Może potrzeba im do życia ciut starej, dobrej, słod

Bulion namiętności

  Byłam na Bulionie i innych namiętnościach . Przyciągnął mnie plakat igrający sensami: bulion namiętności i b ulion i inne namiętności . Zapowiadał kino, którym zawładnęło smakoszostwo i zmysłowość, a może i miłość…  Bulion i inne namiętności Marketingowcy próbując zaetykietować ten film piszą: romans w kostiumie, romans kulinarny, melodramat, poetyckie kino kulinarne, poetyckie slow cinema,  prequel powieści Marcela Rouffa,  Autorytety, autorytety, autorytety Idąc na Bulion namiętności zastanawiałam się czy to będzie to nowe czy stare kino. Za tym, że jednak stare, przemawiał... bulion w tytule. Bo prawdziwy bulion, ten niegdysiejszy ekstrakt szczęścia kulinarnego i pozakulinarnego (ach, ten burgundzki bulion na ból), nie cieszy się w dzisiejszych wege czasach popularnością. Kto dziś otwarcie pragnie alabrysu!*  Za tym, że może być to stare kino przemawiały też: osnowa literacka filmu (powieść La vie et la passion de Dodin-Bouffant, Gourmet , czyli Życie i pasja Dodin-Bouffant Gourme

Biały wrzos na szczęście

Wrzosy mają w sobie „ten klimat”: moc lila-fioletowej palety (podobnie jak fiołki, bzy-lilaki, lawenda), szczyptę leśnej tajemnicy, wiele prawie jesiennego rozrzewnienia i konszachtów z prawie jesiennym słońcem na prawie jesiennym niebie, z mgłami, z rdzawymi paprociami, z wiecznie zielonymi sosnami. Poza tym mają wrzosy mocny kulturowy kontekst. Zdają się mówić: każdemu dajemy, co lubi, w zależności od potrzeb, doświadczeń, wiedzy. Wrzosy sugerują, odsyłają, przypominają, opowiadają. Opowiadają o starych wróżbach wróżących z wrzosu (Kiedy sierpień wrzos rozwija, jesień krótka, szybko mija.), o dawnych znachorach i znachorkach (co przy okazji i krowy leczyli), o barwierzach, co z wrzosowych fioletów żółć pozyskiwali, o dwudziestowiecznych wojnach, które wkraczały do Polski na dobre w czas kwitnięcia wrzosów („Wrzosy, wrzosy, lila mgła, gdzieś we wrzosach chłopak padł”.), o Rodziewiczównie – mimowolnej propagatorce wrzosów w dwudziestoleciu międzwojennym, o poetach, których wrzosy – fio

Czas wrzosów

Mimozami jesień się zaczyna – śpiewał Czesław Niemen, za Tuwimem . Śpiewał obłędnie i błędnie, bo jesienne kwiaty to …astry i wrzosy. Jesień w Polsce po prostu pełźnie wrzosem.  O wrzosach można różnie: onirycznie, lirycznie, dramatycznie, tragicznie, na zielarską nutę… Ba nawet na pijacką Na polu fioletowy wrzos I takiego koloru jest mój nos bo kiedyś popełniłem błąd Wąchałem wrzosy, więc to stąd! Można też z psiej perspektywy , co pokazał Gałczyński w Śnie psa : Ach! chwile niebotyczne. Och! piękny świecie mój. Na wzgórku stoi lasek, a w lasku pachnie wrzos, ten lasek też z kiełbasek, i widzę, wrzos to sos, więc cały lasek wcinam, rozlewam wrzos do waz.   Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku.   

Pełźnie jesień

Pełźnie jesień wrzosem  Dni coraz krótsze, niskie słońce nad fioletowymi polanami. - Pełźnie jesień wrzosem. Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Preludium jesieni

Minęłam wczoraj kobietę z maleńką dynią. Przytulała ją do piersi, wystukując na niej palcami sobie znaną tylko melodię. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak… Śródmieście, sierpień, ona, przytula do piersi maleńką dynię. - Jesień za horyzontem… Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Telinum albo zapach rzymskiej potęgi

Ogórki spęczniały i pożółkły. Nie cieszą już pierwszym zielonym smakiem. W mediach sport i polityka, na przemian albo splecione ze sobą. Szukając czegoś zajmującego, udało mi się trafić na kamyczek do mozaiki: Romans historii i marketingu . Bo oto media rozpisują się o zapachu Juliusza Cezara. Niczym gazeciarze w przedwojennej Warszawie wołają: zapach mocy, zapach imperatora, zapach cezara!  Już słyszę jak prześmiewcy komentują ze złośliwym błyskiem w oku: „Pełnokrwisty!”, „ Z nutą dźgnięcia nożem i podboju!”, „A Ty, Brutalu?”, „Pachnie zdradą!”.  Ale jak to mówią "Psy szczekają, karawana jedzie dalej” i tylko patrzeć jak rychłą jesienią, gdy produkt stanie na półkach, rozlegną się nawoływania: Pachnij jak Juliusz Cezar!, Testuj perfumy Juliusza Cezara! Głównie po włosku, francusku i turecku będą wołać, ale z pewnością nie tylko, nie tylko.  O perfumie per fumum Cała ta historia z zapachem Juliusza Cezara to jeszcze jedna próba połączenia wykreowanego zapachu z mitologią, literat

Dog show czy coś więcej

  W ogrodach i na straganach ogórki, a w internecie ogniste spory o …język.  Właściwie to spory o prawo do zrównania w polszczyźnie ludzi i zwierząt, choć na razie tylko w niektórych sprawach i tylko niektórych zwierząt.  Oto bowiem jak bies, wyskoczył w lipcowej rozmowie z profesorem Bralczykiem …pies. Pies jeszcze niepogrzebany, ale już nieżywy. Pojawiło się pytanie, niby niewinne a prowokacyjne: umarł czy zdechł? Szacowny profesor oświadczył bez wahania, że pies to pies i …zdycha.    No i zaczął się atak dziennikarzy, lingwistów, ekologów, zootanatologów, zoofilologów, psofilów, itd na … na brak psurówności (w wersji light – psubraterstwa, psuempatii, itd…).  A co w takim razie z grą opozycji człowiek-pies w polszczyźnie i z wszystkimi psizmami: pieski świat, pieski los, pieska pogoda, pogoda pod zdechłym Azorkiem, psie pieniądze, wyszczekany jak pies, psy wieszać, łże jak pies, kłamliwa suka, zdycha jak pies, no i zdechł pies, nie przyszedł pies z kulawą nogą, zejść na psy, pies na

Jedyna

Do mojego miasta zjechała Stryjeńska. Zofia Stryjeńska. Przywitałam się z jej hożymi dziewojami i młodzieńcami. Wciąż cudownie celebrują wzajemne zauroczenie, wigor, taneczny temperament w najróżniejszych sytuacjach i odmianach. Przywitałam się też z Czepcem z Wesela Wyspiańskiego i z zacnym panteonem bóstw słowiańskich. Ach ta Dzidzilela (Dzidzilia, Dziedzilja?)! Ni to Wenus, ni to Hera. A może tylko bogini wiosny?* Przywitałam się z Czepcem z Wesela Ach ta Dzidzilela (Dzidzilia, Dziedzilja?)! Ni to Wenus, ni to Hera. A może tylko bogini wiosny? Pomyślałam: ot Stryjeńska znowu jest w społecznym„obiegu”, muzealnym co prawda, ale zawsze. Nie do końca wiadomo czy jest obecna z powodów artystyczno-estetycznych (myślę, że wątpię) czy raczej z powodu legendy, jaką spowita jest jej biografia, podbita niedawnymi wydawnictwami, filmem czy monodramem Stryjeńskiej-Doroty Landowskiej Stryjeńska. Let's dance Zofia**.   Biografia Stryjeńskiej jak ulał pasuje do dzisiejszych feministycznych i ta

Bzik bez licencji

Roztulipanił się, rozbził, rozkasztanił, kwiecień AD 2024. Gdzie ma licencję? - pyta zmieszany maj. Bzik kwietniowy    Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Niepotrzebna miłość taka

  Pisze mi się pewien dramacik. Taki do czytania wierszami i pomiędzy wierszami. Zdradzę Wam jego fragment: - Gdybym była ministrą oświaty, natychmiast skreśliłabym z listy lektur Romea i Julię. - Serio? - Serio, serio. To ramota jakaś, o miłości od pierwszego wejrzenia aż po grób. Taka miłość świetlista! Taka samoofiarna! To bujdy z chrzanem. Nie powinno się nią karmić dzieci. Love is love – przychodzi i przechodzi.  - Nie jesteś sentymentalna. - Nie, nie lubię zbierania wyblakłych emocji. Lubię oczyszczać. Lubię skandynawską czystość przestrzeni. No i jestem FEMINISTKĄ!!! -  A Romeo i Julia   i feminizm mają kosę? - No a jak nie, jak tak, patrz co tam gadają:  Zawżdy z mężczyzną przybywa kobiecie.* Amor, gałgan i bałaganiarz. *William Shakespeare, Romeo i Julia. Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Mar

Serce czy parasol

Osoby: babcia i wnuczka Miejsce: w pobliżu pewnego mostu, w pewnym mieście Czas: Walentynki 2024  - Patrz babciu! Serca na moście! - Dzisiaj Walentynki, a serce jest obrazem miłości. Jej znakiem. - A czemu serce, a nie... parasol? - Parasol?  - No bo chroni przed ulewą i słońcem. Mówi się nawet: „złamane serce”, a przecież serca nie da się złamać i pokazać, że jest złamane. A parasol nietrudno złamać i obnosić złamany..  - Masz rację, parasol chroni i zbliża jak żaden inny przedmiot – odpowiedziała babcia. - I nie da się iść w trójkę pod parasolem – pomyślała. Potem jeszcze przemknęły w jej głowie myśli o miłościach dzisiejszych, kiepskich jak jednorazowe parasole, które tak łatwo się gubią, które tak łatwo odstawić, zostawić, zapomnieć . Zwinąć…  Kiedyś ludzie reperowali swoje parasole. Pochylali się nad każdym rozdarciem. Kiedyś  ludzie śpiewali: Idąc we dwoje wzdłuż pól i borów Jak miło jest wsłuchiwać się W dudniący górą spod parasola Padającego deszczu śpiew Chciałem diabelnie jak

Walentynki +

Walentynki to święto młode  i obce z pochodzenia. Dobrze suflowane przez marketig – puchnie z roku na rok i „terroryzuje” parki i pary, nakazując obchody na ciepło, słodko, puchato, różowo (i/albo czerwono), z sercem w centrum i tle.  V-Day - Hej, Walentynki są nie tylko dla par! – dobiegł mnie wczoraj fragment siostrzano braterskiej rozmowy, gdy zamykałam drzwi mojego mieszkania. - Dla samotnych i grubych też – krzyknął jej kilkuletni braciszek z półpiętra, odwracają się w moim  kierunku.  Ach, ci braciszkowie – pomyślałam. I im bardziej myślałam, tym bardziej mi wychodziło, że jednak Walentynki ewoluują. Jeszcze kilka lat temu dla samotnych były impulsem do walki z anglosaskim niby-miłosnym obciachem albo do urządzania Antywalentynek. A teraz – proszę – nawet dziecko wie, że Walentynki są dla wszystkich, dla samotnych i grubych, piegowatych i pryszczatych, z cienkim włosem, długim nosem…. ( Ehhh, poniosły mnie rymy, poniosły).   Im bardziej myślałam, tym bardziej mi wychodziło, że tr

Jabłka czarnobylskie

Lwy marketingu wiedzą, że nie ma całkiem złych strategii, nazw, sloganów, handlowych opowieści. Na każdą strategię może się znaleźć „czuły target”. Taka refleksja przyszła mi na myśl, kiedy dzisiaj – porządkując papiery trafiłam na cytat: „ Jedna Ukrainka sprzedaje na bazarze wielkie czerwone jabłka. Woła: >>Kupujcie ludzie, jabłuszka! Czarnobylskie jabłka!<<”. A drugi jej radzi: >>Kobito, nie gadaj, że to czarnobylskie, bo nikt nie kupi<<”. >>Gadanie! Jeszcze jak kupują! Jeden dla teściowej, drugi dla szefa! <<” . Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.