Gdy gdzieś w Niderlandach święci się Narodowy Dzień Tulipanów, u nas króluje polonez. Bo koniec stycznia to w Polsce tradycyjnie czas poloneza. Niegdyś tańca karnawałowego, a dziś także (a może przede wszystkim?) studniówkowego. Choć od kilku lat ten studniówkowy polonez wychodzi poza ramy tańca szkolnego. Coraz śmielej kolonizuje rynki polskich miast, miasteczek oraz media społecznościowe. Podbarwia je melodią, krokami i figurami „la polonaise”. A polonez to taniec arcypolski: paradny, dostojny, posuwisty, korowodowo-kołowy, z marginesem na improwizację lidera. Dumny (kiedyś mówiono o nim senatorski!), jednocześnie – podskórnie niepokojący. Jakby wróżył zmianę („może to już ostatni, co tak poloneza wodzą?), rozstanie, nostalgię. Co tu dużo mówić, jest polonez wehikułem polskości (i romantyzmu!, jeśli wziąć pod uwagę, że wciąż kojarzony jest najczęściej z muzyką Wojciecha Kilara do Pana Tadeusza ) całkiem chętnie wykorzystywanym nie tylko w przemysłach kreatywnych, ale i w marke
copywriting, content marketing, pisanie kreatywne