Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

Copywriting i smak

O smakach się nie dyskutuje. Smaki się odkrywa. Smaków się używa!  Słowo smak* jest jednym z tych ulubionych przez …copywriterów. Używają go namiętnie w różnych znaczeniach oraz funkcjach (i, rzecz jasna, nie tylko w związku z  branżą spożywczą!).  Posługują się nim więc: dla nazwania firm i innych organizacji, w nazwach stron WWW i blogów, w sloganach promocyjnych oraz reklamowych i w nazwach konkursów  (Pamiętam nawet hasło: Slogany reklamowe powinny mieć wyjątkowy smak! Pamiętam też zgrabny akronim eventowy: SMAK – Spotkania Młodych Amatorów Kina), w tytułach artykułów, książek, serii wydawniczych, czasopism i innych magazynów, w wezwaniach do akcji: smakuj, rozsmakuj się, posmakuj, zasmakuj, wypróbuj smak, rozkoszuj się smakiem, popróbuj, zagustuj ! Wreszcie smaki i smaczki rzeczy i usług są przedmiotem opisów. Copywriterzy wyrażają te smaki i smaczki w opisach: jędrnych, plastycznych, uwodzących. Przynajmniej z założenia. Bo łatwo powiedzieć, trudniej wykonać…

Copywriting po polsku

Przeczytałam dzisiaj pewien post. Copywritera o copywritingu. Utrzymany w formie dialogu. Dialogu, w którym idzie o powiedzenie niewtajemniczonym: jestem copywriterem. Ten dialog – w założeniu ironiczny  i autoironiczny – nie przedstawia dobrze copywritingu. No cóż, język ironii to wyższa szkoła jazdy i podobno…bardzo rzadko sprawdza się w Internecie. Jeśli w ogóle. Pudrowanie, lukrowanie, owijanie w sreberka? Dialog, o którym mowa, utrwala po prostu krytyczny obraz copywritingu – pudrowania, lukrowania, szklenia, owijania w błyszczące papierki…Copywriting połączony jest tu z działaniami szybkimi, łatwymi, wykonalnymi prawie przez każdego. W domyśle – ozdobnymi albo ozdobno-manipulacyjnymi i tanimi jak…barszcz. Albo jak jabłka w środku jesieni. Dialog, który sprowokował ten wpis może i jest zabawny, ale w moim odbiorze jest  przede wszystkim  gorzki. I jak pod szkłem powiększającym pokazuje kondycję polskich copywriterów i copywritingu. A może kompletowanie klientów? Ma ten

I po pomidorach

Lato AD 2016 odeszło… Nieodwołalnie. A z nim jego atuty: długie i ciepłe dni, ciepłe noce, „sezon ogórkowy”. I jagodowy raj (czereśnie, wiśnie, maliny) i… pomidory. No może trochę przesadzam, bo pomidorów Ci jeszcze u nas sporo. A i wczesnojesienne maliny tu i ówdzie można spotkać. Niemniej koniec lata wielu osobom kojarzy się z pożegnaniem letniej czerwieni – rozsłonecznionej czerwieni pomidorów. Złotej czerwieni. Nie darmo Włosi wymyślili im nazwę „pomi d'oro” – złote jabłka Addio, pomidory I kojarzy się pożegnanie lata z sentymentalną frazą: Addio, pomidory!/ Żegnajcie pomidory! Skądinąd tytułem znanej piosenki z wczesnojesiennego lirycznego menu Kabaretu Starszych Panów. Pamiętacie? Addio pomidory, Addio ulubione, Słoneczka zachodzące za mój zimowy stół, Nadchodzą znów wieczory sałatki niejedzonej, Tęsknoty dojmującej i łzy przełkniętej wpół. Addio, pomidory I doprawdy nie wiem, dlaczego przyjęła się fraza „A mnie tam szkoda lata”, a nie „Już po pomidorach…” . Może

Tytuły, który sprzedają

Jakiś czas temu pisałam o tytułach on-line, które działają jak magnes . Dobry tytuł przede wszystkim pozwala być zauważonym i odnalezionym w czeluściach Internetu. I jakby nie patrzyć – bez dobrego tytułu trudno zdobyć czytelników, którzy mogą stać się systematycznymi czytelnikami. A nawet fanami. Dobre tytuły: przykłady A wracam do sprawy tytułów, bo podczytuję sobie książkę Michaela Porta* (Stara ale jara! I do szpiku content marketingowa, choć wydana w 2006 roku!) – autora i biznesmena rozpoznawalnego jako „facet, do którego powinieneś się zgłosić, gdy masz już dość wąskich horyzontów”. (A swoją drogą, ilu naszych rodzimych autorów potrafi się tak jasno i wyraziście autopromować.) Michael Port to specjalista od efektywnego i efektownego sprzedawania. A właściwiej od oferowania wartości i korzyści. Wartości, korzyści – niby to tylko słowa, jednak dużo lepiej się sprzedaje, gdy myśli się ich znaczeniami niż o cechach takiego czy innego produktu. Zwłaszcza, gdy sprzedaje się usłu

Jak być lubianym?

Nastolatki, ludzie dojrzali i przejrzali głowią się nad pytaniem: jak być lubianym? Nawet biznesmeni i przedsiębiorcze kobiety zadają sobie to pytanie ze zdwojoną energią, bo bycie lubianym podobno pomaga w sprzedaży… Zwłaszcza usług. Zawsze wydawało mi się, że dobrze sprzedaje bycie potrzebnym,  pozytywnie zaskakującym (tą symboliczną fioletową krową, o której pisałam tutaj ). Ale oto wśród moich notatkowych zasobów znalazłam takie okrągłe zdania:  „Jeśli warunki są takie same, ludzie wolą robić interesy z przyjaciółmi, jeśli są różne, i tak wolą robić interesy z przyjaciółmi” (Mark Mc Cormack) i „Jeśli potencjalny klient uważa Cię za osobę wiarygodną i sympatyczną, prawdopodobnie skorzysta z Twoich usług. A nawet jeśli oferujesz inne warunki niż Twoja konkurencja i nie masz największej wiedzy i doświadczenia w swojej branży, ale potencjalny klient Cię lubi, i tak wybierze Ciebie” (Michael Port)*. Sympatyczny, czyli jaki? A więc istnieje współczynnik sympatyczności, który spr

Zmierzch książki?

Znam ludzi, którzy od czasów ukończenia edukacji nie czytają książek. I przyznają się do tego otwarcie. Dobrze wykształconych i naprawdę niezłych w zawodowych i życiowych rolach. I znam ludzi, którzy naprawdę cierpią z tego powodu, że nie nadążają z połykaniem książek. Zwłaszcza tych, które – ich zdaniem – powinni znać, by czuć się lepiej, pewniej, atrakcyjniej… Zawodowo i towarzysko rzecz jasna. Jakby na świeżo czytali Kena Davisa, który napisał: Czytanie stymuluje. Gdybyśmy polegali tylko na naszej kreatywności i talencie, szybko zostalibyśmy bez materiału i bez pracy*. Jeśli jednak wierzyć Onetowi (zob. S erialowa dobra zmiana ) – dziś negatywniej naznacza nie nieznajomość książek, ale seriali… A w niektórych środowiskach także nieznajomość topowych filmów, gier czy … blogów. Przede wszystkim: demokracja Ale jaka jest naprawdę perspektywa książki? I nie ważne czy papierowej, czy elektronicznej, czy mówionej. Jeśliby wierzyć badaniom czytelnictwa – coraz marniejsza. Zwłaszcza

Anemony i reszta

A wszystko zaczęło się od niewinnego wpisu znajomej na stronie Facebooka:„ Z pokemonów najbardziej lubię anemony”. Jako entuzjastka flory, intuicyjne zalajkowałam… A potem chodziło za mną słowo „anemony”. Chodziło uparcie. Aż zaczęłam się zastanawiać, jak to z tymi anemonami jest. Anemon, czyli delikatność, kruchość, nietrwałość Nie pamiętam, kiedy z nazwą „anemon” zetknęłam się po raz pierwszy. Może było przez piosenkę Leszka Długosza o tym niebie „bladym jak anemon”, pod którym siedzieli rzędem staruszkowie i „I patrząc w wodę jak zanika/ Fala za falą, świat za światem/Pili herbatę za herbatą”. Anemon – kwiat poetów, marzycieli, malarzy (takiego Wyczółkowskiego na przykład) i…florystów – jest u nas zdecydowanie znakiem delikatności/kruchości, subtelności, nieśmiałości, ulotności. I romantyzmu. I nietrwałości. A dla erudytów – refleksem starych jak świat (no prawie!) opowieści o tragicznej miłości Afrodyty i Adonisa. „I Adonis zakwitł anemonem” – konia z rzędem temu, kto pamięta f

Blogowanie iteracyjne

Żyjemy w czasach szybkich informacji, publikowanych niemal w czasie rzeczywistym i uzupełnianych w miarę napływu nowych faktów, opinii, komentarzy. Na mieście mówią, że w nadawaniu rządzi nami zasada iteracji (od łac. powtarzanie) – powtarzania i zwiększania informacji przez aktualizowanie. Ciągłe aktualizowanie. Dziennikarstwo iteracyjne Istnieje nawet nazwa dziennikarstwo iteracyjne (bodaj od 2009) i inne: dziennikarstwo-proces , beta dziennikarstwo .  Już widzę, jak część z Was protestuje – to żadne dziennikarstwo: z definicji „bez dystansu”, podatne na różne „podrybki” i „podróbki”, czy  – jak mówią na mieście – pranksterism! O tym, że zdarzają się tacy, co nazywają je dziennikarstwem leniwców czy odsłonorobów wspominam tylko dla... rozszerzenia kontekstu . Specyfikę dziennikarstwa iteracyjnego sprowadza się często do słów: „najpierw publikuj, sprawdzać, poprawiać i uzupełniać będziesz później”. Są one polską parafrazą słów Michaela Arringtona – ikony dziennikarstwa iteracyjneg