Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2020

Marketing, groza, dystopia

Można ludzi porywać do akcji czy konsumpcji zasadniczo na dwa sposoby: tworząc marzenia lub powiększając lub pomnażając lęki. W końcu każdy chciałby liznąć lepszego świata i każdy boi się utraty: wolności/swobody, tożsamości/osobności, bliskich, dostępu do zdrowych zasobów powietrza, wody, jedzenia, dorobku życia, płynności finansowej, zdrowia,  etc...  Są jeszcze tacy, który lubią się bać „w ogóle”, tak „totalnie”, ale to target dla twórców i dystrybutorów rozrywki z etykietą „horror”.  Pomnażać lęki można na przykład przez roztaczanie wizji dystopii, przez wmanewrowanie cudzych wyobraźni w takie czy inne „projekty czarnej przyszłości”, w  takie zadanie myślowe: „ Co by było gdyby….”.  Dystopie mają charakter mrocznych fantazji gęstych od zagrożeń, mają charakter spekulatywnych fikcji tańcujących wokół  czarnych faktów wyłuskanych z przeszłości i czarnych prognoz różnych maści. Niektórzy – na szczęście dla marketingu – utrzymują, że dystopie mają charakter ostrzeżeń, dzwonków alarmowy

O miejscach wspólnych cukru i marketingu

Zły dnia dziesiejszego. Kiedyś krzepił. Dziś jest zły. Jak choroba i śmierć. Ambrozja motłochu mówią o nim dzisiejszej celebrytki. Słodka pułapka – powtarzają dietetycy. Jedna z czterech polskich białych śmierci, he, he,he  – rechoce pewien polityk. Ostatni z kolorowych oryginałów. A jednak bez niego, bez cukru – bo o nim mowa nie byłoby greckiej wiary starożytnych w afrodyzjak ukryty w trzcinie cukrowej, wiary współdzielonej z Chińczykami. Nie byłoby „cukrowych lokajów” Ludwika XIV i tych srebrnych cukiernic, których strzegli. I cukru z lukrecją by nie było – klasycznego leku „na płuca” w czasach klasycyzmu. Nie byłoby cukierków, cukierenek, słodkich cukierniczek (o których mówiono „sam cukier”)  i cukierników, i czekolady, i Sachertorte – kwintesencji austriackiej słodkości. I austriackich kandyzowanych fiołków świat by nie znał.   Nie byłoby też wielu fragmentów Szekspirowego teatru, miedzy innymi tego, ze Straconych zachodów miłości : BIRON do Księżniczki  Piękna, na słodkie twoje

Dlaczego pisarze ukrywają swoje nazwiska

Całkowite ukrycie albo tylko przesłonięcie prawdziwego nazwiska i posługiwanie się nazwiskiem literackim jest tak stare jak sama literatura. Już Mikołaj Rej niektóre swoje dzieła podpisywał jako Ambroży Korczbok Rożek. Oczywiście to nie pisarze wymyślili imiona zastępcze, a ludzie władzy – królowie, papieże, książęta. Choć nie stronili od pseudonimów i niewolnicy, i kobiety lekkich obyczajów.  Za używaniem pseudonimu literackiego może stać przypadek, zbieg okoliczności lub zaplanowana strategia zarządzania wizerunkiem. Sięganie po pseudonimy może mieć bardzo różne motywy: towarzysko-obyczajowe, polityczne, psychologiczne, estetyczne, medialne, marketingowe.  W pierwszym przypadku na ogół w grę wchodzi niechęć do wyciągania „na rynek” nazwiska rodowego, sam Molier – z domu Jean Baptiste Poquelin – tak miał albo do używania „ nazwiska po mężu” (przykład Joanny Chmielewskiej, metrykalnie Ireny Barbary Kuhn). Albo  debiutancka niepewność sukcesu. Warto zaznaczyć, że czasami pod pseudonimem

Obsługa żołądka i o wiele więcej

W sosie walk polsko-polskich, pod hasłami z „kuchennej łaciny”, przyszło mi na myśl, że jednak kuchnia rządzi naszym życiem.  Kuchnia rządzi naszym życiem, bo rządzi naszym językiem. I nie chodzi mi tu o ultrapopularny ostatnio słownik łaciny kuchennej. Ale o to, że od „od kuchni” bierzemy słowa, które stygmatyzują innych. Mówimy o nich: budynie, buraki, burakoszczaki (ach, ten Tuwim), burakofony (ach, ten Varga), cebulaki/ cebularze, grzyby (stare grzyby), pasztety/parówy, pierniki (stare pierniki), kluchy, pyzy, zakiśli w sosie własnym, zakiszeni, przefermentowani, nierafinowani.  Obsługa żołądka i o wiele więcej Z kuchni bierzemy słowa, które upyszniają innych, czyniąc je smaczniejszym, po prostu „smacznymi kąskami”: malinki, ciasteczka/ ciacha (bajaderki), pomarańcze i brzoskwinki (zwłaszcza w Portugalii) albo szprotki (co prawda nieco archaicznie, ale jednak), które jasny wzrok zamieniają w „maślany” i każą „się lukrowiać”. No i można sobie przez takie szprotki czy malinki alb

Róże jesieni albo nieoczekiwany zwrot w sprawie chryzantem

Rynek karmi się także pozabranżowym kontekstem. Dlatego dobry sprzedawca, marketingowiec czy copywriter  musi mieć coś z psa: musi mieć super węch i słuch, i natychmiastową gotowość do skoku na niespodziewane „smaczki”. Za najlepszy przykład kontekstowej zmiany kursu w sprzedaży może posłużyć świeżutki przypadek… chryzantem. Jak wiadomo dla Polaków chryzantema była do niedawna kwiatem głównie nagrobnym. Znakiem listopadowych świąt: Wszystkich Świętych i Zaduszek. Krótko mówiąc, była chryzantema siostrą zniczy.   Tymczasem nieoczekiwane zamknięcie cmentarzy w związku z  koronawirusem, spowodowało przedefiniowanie chryzantem, albo ich nowe zdefiniowanie, jako ultrajesiennych kwiatów ozdobnych. Trochę kompulsywna to zmiana, podbarwiona polityką (tu i ówdzie pojawiło się nawet hasło „Chryzantemy, kwiaty rewolucji!”), ale jednak. Pojawiły się więc hasztagi: #chryzantemy na balkony #chryzantemy do ogrodu #chryzantemy wszędzie #chryzantemy do domu #kupujemy chryzantemy. Właściwie nie ma nic n

Słowa niegrzeczne

Od co najmniej 30 lat trwa u nas romans. Romans wulgaryzmów z kulturą – wysoką i mniej wysoką albo jak mówią na mieście: popularną. Nie tylko fikcjonalni bohaterzy filmów, spektakli, literatury, ale i ludzie kultury  z krwi i kości, z wyobraźnią i naprawdę niezłym wykształceniem, władający dość poprawną angielszczyzną (a nawet francuskim najwyższej klasy), w przestrzeni publicznej używają zwulgaryzowanej polszczyzny.  Jeszcze 30 lat temu wulgarna polszczyzna była polszczyzną ćwoków (czyli ludzi prymitywnych) albo ludzi ograniczonych intelektualnie. Pamiętam jak moja koleżanka opowiadała, że jej sąsiadka  każdą czynność w przepisie kulinarnym sprowadza do „pier*******” z przedrostkami:  roz-, o-,  na- i w -. Pamiętam jak puentowałyśmy tę  opowieść  współczującym zdziwieniem, że historie, sprawozdania, przepisy, recepty, slogany niektórych osób potrzebują do swojej pełni tylko jednego słowa i jego przedrostków. Potem pojawiły się programy typu reality show wywatowane wulgaryzmami i wulga

Target, target, target

Nigdy nie lubiłam słowa target. I nadal go nie lubię. Bo jest takie techniczne, jak … Jak numer pesel?  Targetowanie jest jednak niezbędne. Nie tylko tam, gdzie idzie o marketing, ale wszędzie gdzie chodzi o komunikację, o relację, o narrację, o redakcję, o korektę. Albo o konformizm komunikacyjny, czyli udawanie więzi. O szybkie bezstratne (albo jak najmniej stratne) przyciągnięcie, przywiązanie, podkarmianie określonej publiczności, określonej grupy potencjalnych fanów albo przynajmniej sympatyków. (No dobrze, gapiów też.) Przecież nie da się dogodzić wszystkim, prawda?  Albo inaczej: mówienie do wszystkich jest mówieniem do nikogo. Albo inaczej: żadna marka  i żaden produkt nie jest dla wszystkich.  Sztuka targetowania    Targetowanie pozwala  nastroić się na  audytorium czy widownię oraz przestrzeń/ przestrzenie spotkania z nią. Mówi o tym, jak mówić – szeptem  czy krzykiem.  Targetowanie kształtuje formaty, kanały, język/żargon i styl komunikacji. Bo targetowanie to rodzaj dedykac

Salfie, czyli radość z kupna

Selfie, niewinne selfie, wiele zmieniło w komunikacji – prywatnej, ale i komunikacji marki oraz w sprzedaży. A piszę o tym, bo właśnie natrafiłam na wypis z mojej niegdysiejszej lektury:   Pokażcie nam swoje uradowane miny, kiedy robicie u nas zakupy! Oto kupon zniżkowy, ale możecie go dostać tylko wtedy, gdy przyślecie nam swoje najlepsze selfie. A raczej sale-fie. Wrzućcie je na Instagrama z hasztagiem #salefie, a my wyślemy wam kupon.   Jo Piazza, Lucy Sykes, Diabeł używa Instagrama, Sonia Draga 2016, s. 219 Ciekawa jestem, co myślisz o salfie/salefie…. Może spodoba ci się także: Co to jest haul? Mały słownik selfie na wakacje i resztę roku Szpilki, szpileczki, szpilunie *Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub  Content i Marketing   na Facebooku.

Jak sprzedać deszcz

Umie grać, tańczyć, rzeźbić. Może być spektaklem. Albo antraktem.  Może cieszyć albo smucić, inspirować albo irytować. Niewiele od niego zależy, bo wszystko zależy od „jego publiczności” i jej reżyserów. Bo on deszcz , sam bez właściwości, chłonie konteksty, zewnętrzne zapachy, kolory, dźwięki i rytmy, nastroje, emocje i emocyjki, pasje, szajby.   Niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy ze swojego szczęścia. Wyglądają przez okno i mówią >>O rety znowu pada<< a ja widzę deszcz i myślę: >>Świetnie, jutro wzejdą moje kwiatki<<.                                                                                                             Richard Wiseman, Kod szczęścia Słońce do deszczu nosi się w sobie Ktoś dzisiaj powiedział, że „słońce do deszczu nosi się w sobie”. Zdecydowanie w sobie nosi się radość deszczu, tak jak deszczową melancholię, deszczową drażliwość albo deszczową nudę. W sobie nosi się obrazy deszczu: smutku samotności (samotny jak jaskółka/drozd na desz

Niech żyją pominięte matronki, matki, siostry, żony i kochanki

Jest czas kobiet. Kobiety, siostrzeństwo, żeńskie końcówki, herstoria, parytet – to słowa, które brzęczą w mediach własnych, wydzierżawionych i podkupionych, w literaturze, sztukach i  parasztukach różnych. Brzęczą, wirują, kokoszą się… Nawet głuchy i ślepy nie zaprzeczy: tej jesieni jest pogoda dla kobiet (choć niektórzy dzielnie, wypierają rzeczywistość he, he, he!). Jest pogoda dla kobiet. Podobnie jak było latem, wiosną, zimą, zeszłego roku i dwa lata temu. „Kobiece/feministyczne wciąż żre i daje wzrastać” – jak mówią realiści/realistki albo  cynicy/cyniczki marketingu. A piszę o tym wszystkim, bo właśnie w Anglii „objawiło się coś” co jest hybrydą akcji społecznej z mocno feministycznym akcentem i marketingu, apologią herstorii i reklamą filmu. Pośrednio  jest ta akcja także reklamą literatury. Bardzo sprawnej pisarki, umiejscowianej w nurcie Young adult (YA). A swoją drogą, to bardzo ciekawa literatura, zwłaszcza jeśli spojrzeć  na nią przez pryzmat marketingu i promocji…  Otóż w

Sen copywriterki

Miałam typowy sen copywriterki. Śniło mi się, że mam stworzyć co najmniej 10 sloganów pod roboczym tytułem: Zoom na szpilki . Dokładnie, na te buty, o których ostatnio tak głośno. Chyba najgłośniej od czasów Marylin Monroe.  Sama miałam w życiu jedne niezapomniane szpilki i jedną niezapomnianą scenę „ze szpilkami w centrum”. Jakieś wieki temu odwiedzili nas koledzy mojego ojca ze swoimi dziewczynami. Po ich wyjściu  odkryłyśmy z siostrą mnóstwo poszpilkowych  dziur w naszej poczciwej drewnianej podłodze.  Podłoga niczym ser z dziurami – powtarzałyśmy z niedowierzaniem, dotykając poranionych desek. To musiały być naprawdę ostrrre szpilki!  Nic więc dziwnego, że jednym z pierwszych haseł, jakie stworzyłam w moim śnie było coś w rodzaju: Jest szpila, jest moc! A potem posypało się z mojej śniącej głowy, jak ryby z rękawa rybaka na rozrybiu: Twoje szpilki, mocny punkt podparcia! Nie bój się wysokości! Włóż szpilki. Podnieś swoją stopę! Po prostu nałóż szpilki! Wznieś się wyżej! Włóż szpilk

Szpilki, szpileczki, szpilunie

Szpilki, szpileczki, szpilunie – niby  nic złego. Zwłaszcza w „Dniu szpilek”.  Gdy jednak całe to święto połączy się z jego pomysłodawcą  (Moliera2.com), ze świątecznym wyzwaniem (obowiązkowym szpilfie ) i sloganem ( Załóż szpilki, pomóż dzieciom chorym na raka !), to ….robi się bardzo, bardzo, bardzo  pijarowo i marketingowo. I bardzo transakcyjnie – 2 złote dla chorych dzieci  za każde szpilfie otagowane #DzienSzpilek, Moliera2.com. Niektórych wyraźnie bolą te 2 złote  od publikacji pary sfotografowanych szpilek.  Innym nieprzyjemnie zgrzyta zestawienie pomocy dzieciom chorym na raka z polem skojarzeń frazy „dzień  szpilek”. Z polem, na który wirują, takie obrazy, jak: młodość, mocne nogi, długie nogi, ponętność, atrakcyjność seksualna, sex appeal/seksapil, sexy look, Marylin Monroe, „SATC” („Seks w wielkim mieście”), wdzięk z odrobiną pieprzu, uwodzenie, rywalizacja, głód adoracji. Są jeszcze tacy, którym akcja daje sposobność do pomarudzenia na seksizm i „patriarchalną opresyjność”

10 przykazań content marketingu

1.    Bądź sobą, nie udawaj. 2.    Bądź oryginalny, wyróżnij się pozytywnie*. 3.    Bądź użyteczny, nie myśl jak marketer, ale jak klient**. 4.    Nie spamuj – bądź lubiany, a nie natrętny. 5.    Buduj zaangażowanie, wciągaj w dialog. 6.    Bądź rzetelny. 7.    Bądź cierpliwy. 8.    Słuchaj i nigdy nie przestawaj słuchać***. 9.    Bądź społeczny, doceniaj innych i dziel się z innymi. 10.  Szanuj innych**** *„Gdy żyjesz w świecie, w którym dominująca wyszukiwarka koncentruje się na promowaniu cennych stron, a wiodący portal społecznościowy  skupia na ludziach rekomendujących cenne strony, nie masz innego wyboru, jak tylko poświecić swój czas i energię na stworzenie czegoś…cóż, cennego” (Evan Bailyn)  **„Nowy marketing oznacza dostarczanie możliwie jak największej wartości możliwie jak największej liczbie ludzi i jak najczęściej”(Paul Roetzer) ***„Feedback is a gift” „Komunikacja to 50% słuchania i 50% mówienia” (Dave Kerpen) „Kto wsłuchuje się w otoczenie, rzadziej popełnia błędy. Jeśli

Siła kalamburu

Nie raz pisałam o sile kalamburów w reklamie i towarzystwie. Rzecz jasna nie w takim towarzystwie online, ale takim przy okrągłym stoliku, towarzystwie (i)skrzącym humorem. Bo dobry humor to matecznik kalamburu. Mówiąc dokładniej, dobry humor i językowy słuch oraz wigor, pasja, fantazja. Tak zwany językowy szwung.  A wracam do tematu kalamburów, bo właśnie znalazłam cudowny przykład zabawy słowem i jednocześnie coś, co mi świetnie pasuje do „reklamy” bluzki/bluzek. I ten slogan: Bluszcz!   Bluzkam, bluzkasz, bluzka…oto jak odmieniali starożytni Sarmaci słowo „bluzkać”, które przetrwało w 3 osobie l. poj. Jako „bluzka” (fragment garderoby damskiej), w 1osobie l.mn. „bluzkamy” (np.„sklep z bluzkamy”) oraz w trybie rozkazującym:„bluszcz”! „ Przekrój" 1946, nr 77 *Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub  Content i Marketing   na Facebooku.

Mimozami jesień się zaczyna

Kojarzy mi się i z wrześniem, i z majem,  a także: z ars bibendi, z ćwirkologią i innymi dźwiękologiami, z  kaskadą różnolitego humoru,  z kolorem  rezedowym, z „domowym szczęściem, które pachnie kawą”, z CKOWM” (Centralnym Komitetem Obrony Wierności Małżeńskiej”) …  I z dziesiątkami  innych literackich cacek, finezji,  frenezji. Tak…, Tuwima nie da się zaszufladkować. Szokuje nawet wielością używanych imion: Atoli, Brzost, Czyliżem, Dr Pietraszek, dr Pietraszek, Folcio-Berżer, Jan Wim, Jan Wim, Korek, Nikko Tinne, Oldlen, Owóż, Peer, Pikador, Roch Pekiński, Schyzio Frenik, Ślaz, Tilly, Tuvim, Twardzioch, Wszak. Nawet dziś, w czasach multitaskingu i tysięcy narzędzi – grabiących, tłumaczących, systematyzujących, podpowiadających, weryfikujących,  Tuwim  zaskakuje i fascynuje  rozległością literackich zainteresowań, literackim warsztatem i …płodnością W moich oczach wciąż jest nadzwyczajną maszyną „produkującą” treści poważne i niepoważne, lekkie, lżejsze i najleżejsze: dla dzieci, smak

Chłodnik albo nazwy sekretne

Bywają nazwy sekretne. To takie nazwy, które pod powierzchnią znaczenia znanego wszystkim skrywają znaczenie osobne, na początku prywatne, potem półprywatne, a wreszcie... publiczne.  Weźmy na przykład taki „chłodnik”. Nie, nie, nie o letnią zupę mi chodzi, ale o typ chłopców, mężczyzn, mężów. Typ, który raz na czas milknie, zapada w grobową ciszę. Z czasem coraz częściej i na coraz dłużej.  Usłyszałam od swojej sąsiadki:„ Jestem kobietą już starszą, z 30-letnim stażem małżeńskim. Powiem krótko, nie zmienicie takiego typa, co milknie raz na jakiś czas. Co więcej, takie zachowania będą powtarzać się coraz częściej, ciche dni będą coraz dłuższe i tak w kółko”. I kiedy uszy miałam zajęte słuchaniem, w myśli wyświetlały mi się jeszcze inne nazwy sekretne: Absolut (dyktator), Barszczyk (leniwiec), Bezpiecznik (pewny siebie), Papinkarz (smakosz)…. *Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca pr

Niech żyją 4P

Sześć lat temu pisałam: Dziś świat zrobił się strasznie pragmatyczny. Ludzie chcą wiedzieć przede wszystkim: jak zarobić/ zaoszczędzić, nie stracić, jak zrobić wrażenie, jak rozwiązać problem x, y, z . By zarobić na własnych produktach, nie wystarczy dziś  prosta reklama, ginąca w lesie innych reklam. Nie wystarczy marketing adresowany nawet najbardziej osobiście. List trąci myszką, e-mail ginie w powodzi e-spamu.   Dziś trzeba zbudować wokół siebie publiczność (najlepiej usieciowioną) i  karmić ją. Permanentnie, przyciągająco,  pożywnie. I dziś, po sześciu latach  zasada 4P  na wszystkich rynkach  wciąż ma się dobrze dobrze. A zatem niech żyje  zasada 4P : Przyciągaj/Przygarniaj Podtrzymuj Pożywiaj/ Przytulaj Posilaj Zasada 4P           *Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub  Content i Marketing   na Facebooku.