Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2021

Co łączy marketing z bluszczem

Marketing ma naturę bluszcza. Chwyta się podpór i pnie ku górze. Może „wznosić się” na dominującym dyskursie, na modzie, na trendzie, ale też na – rozpalonych emocjach. Rozgrzanych gdzie indziej, poza marketingiem. I ten sposób „na bluszcza” nie jest wcale wymysłem dzisiejszego marketingu.  Czasami zdarza się „takie zabluszczenie”, że naprawdę trudno je przejrzeć, bo  sam marketing i jego przedmiot, narzędzia, tło i konteksty, emocje potencjalnego targetu są mocno splątane, zrośnięte ze sobą w jedno tajemnicze ciało.   Przykładem takiego „zabluszczenia”,  w którym trudno oddzielić marketing od sprzyjającej mu aury psychicznej potencjalnego targetu, niewyjaśnionego do dziś (chyba, że nie jestem na bieżąco?) może być stara sprawa tzw. Axemana, zwanego też „Katem z Nowego Orlanu” i  celowej/przypadkowej promocji muzyki jazzowej. Pod tytułem Topór i jazz opisywała ten przykład  nawet polska prasa, niemal sto lat temu. A robiła to tak: 13 marca 1919 r. w nowoo...

Shero, co to jest

Jest hero! Jest shero! Shero jest silną kobietą. Nie słodką idiotką, nie opasaną  kokardami luksusu gwiazdą czy gwiazdeczką, ale silną kobietą. Przynajmniej sloganowo i wizualnie. Reklamowo. Bo w życiu, wiadomo. Różnie bywa, czasami: „Na zewnątrz mocna dziewczyna, a w środku ledwo się trzyma!”.  Źródło: https://www.urbandictionary.com Shero jest: pewna siebie, wielofunkcyjna, superaktywna, superproduktywna. Shero wie czego chce (do czego prze!). Shero nie dziękuje i nie przeprasza. Jest  dzisiejszym wydaniem La dame sans merci . La dame sans regrets. Bez „belle”, bo jak głosi jedno z wielu haseł polskich strajków kobiet: Piękne i grzeczne  już byłyśmy!   I chciałoby się powiedzieć: Żegnajcie ballady i romanse. Żegnajcie, diablo piękne i piękne! Żegnajcie poszukujące. Żegnajcie statystki  patriarchatu i „te gosposie i te Zosie, które sobie przy bigosie fantazjował pan Mickiewicz, aby znaleźć w nich pociechę” – jak pisał Boy Żeleński.  I pomyśleć, ...

Purplewashing co to jest

Co łączy różowy piecyk Sylvii Plath, Prosecco reklamowane jako „feministyczna przyjemność”, feministyczne wnętrza (gdzie „forma żeńska jest jest celebrowana, a nie poddawana seksualizacji”) i szminki w „kolorze rewolucji”  reklamowane w „Elle”? Otóż łączy je purplewashing, czyli pranie na fioletowo.   Purplewashing jest stary jak  zorganizowane ruchy na rzecz „równości kobiet". Bo purplewashing to nic innego jak wizerunkowe i handlowe podpięcie się pod „feministyczną energię”,  pod energię ruchu z własnym targetem i wachlarzem barw*, ikon, autorytetów, rekwizytów, gestów, sloganów, hasztagów, cytatów, wartości. To próba bezpośredniego lub pośredniego zmonetyzownia tej energii. Bez legitymacji rzecz jasna. Purplewashing** można uprawiać w każdej branży: gastronomicznej, beauty, odzieżowej. Rajem dla „prania na fioletowo” są rzecz jasna przemysły kreatywne. Dla przypomnienia: obejmują one film i wideo, architekturę (architekturę wnętrz także!), muzykę, rynek sztuki, sz...

Branża beauty i copywriting

Niedawno pisałam, że nie ma pewności w temacie szminki, nie ma pewności… Jest natomiast pewność, że branża beauty uczy się swojego rynku na nowo… Uczy się, by nie wpaść w koleinę posądzeń ani o purplewashing, ani o seksizm  (tak, tak!). Stąd też stąpa jak kot po rozgrzanej blasze, zamieniając frazy: „ Bądź piękna!” „Lśnij!”, „Olśnij” na „Pięknie być kobietą!” czy „Piękne strony kobiecości!”.  Piękno konwencjonalne, zwane też ostatnio normatywnym,  czyli „piękno twarzy z okładek” pism modowych, po prostu przestaje  „kręcić” czy „żreć” ( mniejsza o słowa!). Przestaje być marketingowo użyteczne, bo bywa ostro krytykowane, co najmniej z dwóch stron: przez ruchy feministyczne i przez adwokatki i adwokatów Pokolenia Płatków Śniegu. (Nareszcie jakaś ładna nazwa, żadne tam pokolenie X, Y czy Z.) Te pierwsze, to znaczy ruchy feministyczne, fiksują w głowach i copywritingach –  ciałopozytywność (znaną też jako ciałożyczliwość), czyli fizyczną samoakceptację, a  ci d...

Ananasy wolności

W copywritingu liczą się: refleks, wyrazistość, trafność (zwana też stosownością albo dopasowaniem do grupy docelowej) i zdolność do wdrukowania w pamięć. Czy wszystkie te cechy spełnia nazwa  „Ananasy wolności”? Nowa nazwa dla ananasów w Tajlandii, nadana im po wprowadzeniu bezterminowego zakazu importu przez Chiny.  Może nazwa „Ananasy niezależności” brzmiałaby lepiej jako zachęta do narodowej akcji spożywania niesprzedanych ananasów? „Ananasy wolności", „ananasy niezależności", „ananasy na wolności",  „ananasy z naszej klasy"... PS Ciekawa jestem czy w języku Tajów słowo „ananas" opalizuje też tą cudowną w polszczyźnie dwuznacznością pachnącą czupurnością, zadzierzystością, junackością...   Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub  Content i Marketing   na Facebooku.

Niejasny status czerwonej szminki

Branża beauty od pewnego czasu ma problemy. Ma problemy z kobietami, dzięki którym żyje i rozkwita. Ma kłopot, bo ze świata kobiet płyną niejasne sygnały.  Weźmy na przykład szminkę. Ze świata kobiet płyną o niej tak niejasne sygnały, że jakby się w nie dobrze wczytać, to można by uwierzyć, że szminka albo buduje dobre samopoczucie, albo stygmatyzuje – jak kiedyś przed wiekami, przed szminką w sztyfcie, gdy pomalowane na ostrą czerwień usta były znakiem heter i kurtyzan. Jeszcze w XIX wiecznej Anglii czerwonousta kobieta była uznawana za wulgarną. Dziś problemy z czerwoną szminką polegają na czymś kompletnie innym, ale o tym po kolei. Nowe treści w czerwoną szminkę włożyły aktorki filmowe, a „wolną kobiecością” dosmaczyły ją sufrażystki. Choć, jak lepiej się przyjrzeć, to do rangi symbolu wyzwolonej i wolnej kobiety wyniósł czerwoną szminkę marketingowy węch Elisabeth Arden, która  po raz pierwszy otwarła swój butik na oścież dla nowojorskich sufrażystek (1912), a po raz drugi...