Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2020

Słowa niegrzeczne

Od co najmniej 30 lat trwa u nas romans. Romans wulgaryzmów z kulturą – wysoką i mniej wysoką albo jak mówią na mieście: popularną. Nie tylko fikcjonalni bohaterzy filmów, spektakli, literatury, ale i ludzie kultury  z krwi i kości, z wyobraźnią i naprawdę niezłym wykształceniem, władający dość poprawną angielszczyzną (a nawet francuskim najwyższej klasy), w przestrzeni publicznej używają zwulgaryzowanej polszczyzny.  Jeszcze 30 lat temu wulgarna polszczyzna była polszczyzną ćwoków (czyli ludzi prymitywnych) albo ludzi ograniczonych intelektualnie. Pamiętam jak moja koleżanka opowiadała, że jej sąsiadka  każdą czynność w przepisie kulinarnym sprowadza do „pier*******” z przedrostkami:  roz-, o-,  na- i w -. Pamiętam jak puentowałyśmy tę  opowieść  współczującym zdziwieniem, że historie, sprawozdania, przepisy, recepty, slogany niektórych osób potrzebują do swojej pełni tylko jednego słowa i jego przedrostków. Potem pojawiły się programy typu reality show wywatowane wulgaryzmami i wulga

Target, target, target

Nigdy nie lubiłam słowa target. I nadal go nie lubię. Bo jest takie techniczne, jak … Jak numer pesel?  Targetowanie jest jednak niezbędne. Nie tylko tam, gdzie idzie o marketing, ale wszędzie gdzie chodzi o komunikację, o relację, o narrację, o redakcję, o korektę. Albo o konformizm komunikacyjny, czyli udawanie więzi. O szybkie bezstratne (albo jak najmniej stratne) przyciągnięcie, przywiązanie, podkarmianie określonej publiczności, określonej grupy potencjalnych fanów albo przynajmniej sympatyków. (No dobrze, gapiów też.) Przecież nie da się dogodzić wszystkim, prawda?  Albo inaczej: mówienie do wszystkich jest mówieniem do nikogo. Albo inaczej: żadna marka  i żaden produkt nie jest dla wszystkich.  Sztuka targetowania    Targetowanie pozwala  nastroić się na  audytorium czy widownię oraz przestrzeń/ przestrzenie spotkania z nią. Mówi o tym, jak mówić – szeptem  czy krzykiem.  Targetowanie kształtuje formaty, kanały, język/żargon i styl komunikacji. Bo targetowanie to rodzaj dedykac

Salfie, czyli radość z kupna

Selfie, niewinne selfie, wiele zmieniło w komunikacji – prywatnej, ale i komunikacji marki oraz w sprzedaży. A piszę o tym, bo właśnie natrafiłam na wypis z mojej niegdysiejszej lektury:   Pokażcie nam swoje uradowane miny, kiedy robicie u nas zakupy! Oto kupon zniżkowy, ale możecie go dostać tylko wtedy, gdy przyślecie nam swoje najlepsze selfie. A raczej sale-fie. Wrzućcie je na Instagrama z hasztagiem #salefie, a my wyślemy wam kupon.   Jo Piazza, Lucy Sykes, Diabeł używa Instagrama, Sonia Draga 2016, s. 219 Ciekawa jestem, co myślisz o salfie/salefie…. Może spodoba ci się także: Co to jest haul? Mały słownik selfie na wakacje i resztę roku Szpilki, szpileczki, szpilunie *Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub  Content i Marketing   na Facebooku.

Jak sprzedać deszcz

Umie grać, tańczyć, rzeźbić. Może być spektaklem. Albo antraktem.  Może cieszyć albo smucić, inspirować albo irytować. Niewiele od niego zależy, bo wszystko zależy od „jego publiczności” i jej reżyserów. Bo on deszcz , sam bez właściwości, chłonie konteksty, zewnętrzne zapachy, kolory, dźwięki i rytmy, nastroje, emocje i emocyjki, pasje, szajby.   Niektórzy ludzie nie zdają sobie sprawy ze swojego szczęścia. Wyglądają przez okno i mówią >>O rety znowu pada<< a ja widzę deszcz i myślę: >>Świetnie, jutro wzejdą moje kwiatki<<.                                                                                                             Richard Wiseman, Kod szczęścia Słońce do deszczu nosi się w sobie Ktoś dzisiaj powiedział, że „słońce do deszczu nosi się w sobie”. Zdecydowanie w sobie nosi się radość deszczu, tak jak deszczową melancholię, deszczową drażliwość albo deszczową nudę. W sobie nosi się obrazy deszczu: smutku samotności (samotny jak jaskółka/drozd na desz

Niech żyją pominięte matronki, matki, siostry, żony i kochanki

Jest czas kobiet. Kobiety, siostrzeństwo, żeńskie końcówki, herstoria, parytet – to słowa, które brzęczą w mediach własnych, wydzierżawionych i podkupionych, w literaturze, sztukach i  parasztukach różnych. Brzęczą, wirują, kokoszą się… Nawet głuchy i ślepy nie zaprzeczy: tej jesieni jest pogoda dla kobiet (choć niektórzy dzielnie, wypierają rzeczywistość he, he, he!). Jest pogoda dla kobiet. Podobnie jak było latem, wiosną, zimą, zeszłego roku i dwa lata temu. „Kobiece/feministyczne wciąż żre i daje wzrastać” – jak mówią realiści/realistki albo  cynicy/cyniczki marketingu. A piszę o tym wszystkim, bo właśnie w Anglii „objawiło się coś” co jest hybrydą akcji społecznej z mocno feministycznym akcentem i marketingu, apologią herstorii i reklamą filmu. Pośrednio  jest ta akcja także reklamą literatury. Bardzo sprawnej pisarki, umiejscowianej w nurcie Young adult (YA). A swoją drogą, to bardzo ciekawa literatura, zwłaszcza jeśli spojrzeć  na nią przez pryzmat marketingu i promocji…  Otóż w

Sen copywriterki

Miałam typowy sen copywriterki. Śniło mi się, że mam stworzyć co najmniej 10 sloganów pod roboczym tytułem: Zoom na szpilki . Dokładnie, na te buty, o których ostatnio tak głośno. Chyba najgłośniej od czasów Marylin Monroe.  Sama miałam w życiu jedne niezapomniane szpilki i jedną niezapomnianą scenę „ze szpilkami w centrum”. Jakieś wieki temu odwiedzili nas koledzy mojego ojca ze swoimi dziewczynami. Po ich wyjściu  odkryłyśmy z siostrą mnóstwo poszpilkowych  dziur w naszej poczciwej drewnianej podłodze.  Podłoga niczym ser z dziurami – powtarzałyśmy z niedowierzaniem, dotykając poranionych desek. To musiały być naprawdę ostrrre szpilki!  Nic więc dziwnego, że jednym z pierwszych haseł, jakie stworzyłam w moim śnie było coś w rodzaju: Jest szpila, jest moc! A potem posypało się z mojej śniącej głowy, jak ryby z rękawa rybaka na rozrybiu: Twoje szpilki, mocny punkt podparcia! Nie bój się wysokości! Włóż szpilki. Podnieś swoją stopę! Po prostu nałóż szpilki! Wznieś się wyżej! Włóż szpilk