Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2019

Marketing kolorów

Jest luty. Po czarno-białej elegancji stycznia, rzeczywistość za moim śląskim oknem staje się coraz bardziej ruda i błękitna. I kiedy wczoraj smakowałam lutowe rudości, które na czubkach leśnych  młodników przechodziły w delikatny fiolet, przyszedł mi na myśl temat „marketingu kolorów”. Nie marketingu przez kolor, ale marketingu kolorów. Nie powiem, że temat ten „objawił mi się” niepodziewanie, bo tak naprawdę nic nie dzieje się niespodziewanie, a „marketingowe kolorowanie świata” obserwuję już od jakiegoś czasu. Od jakiegoś czasu obserwuję jak wybrany kolor, „otoczony marketingową chmurką”, wypełnia na sezon (albo i dłużej!) światy. Oba światy: i ten realny, i ten wirtualny. A właściwie – najpierw wirtualny, a potem fizyczny. Bo wirtualny świat coraz bardziej decyduje o tym, jakie kolory nosi się na ulicy i w salonach, jakimi wypełnia się prywatne wnętrza i publiczne przestrzenie, koloruje włosy, paznokcie, usta i jedzenie, i picie. Instagramowe colorlove Nie do przecenienia w t

Kolor i komunikacja

Jeszcze chwileczka i podzielę się z wami moimi przemyśleniami na temat marketingu koloru. A dziś cytat o istotności koloru w komunikacji w ogóle. Bo o ile bezbłędnie na ogół wiążemy kolor z budowaniem nastroju/nastrojów czy prestiżu, o  tyle mniej z narzędziem komunikacyjnym do przekazywania wiadomości. Warto więc zapamiętać co myśli  o kolorze w w komunikacji Cai Guo-Qiang, jeden z najbardziej znanych zachodnio-koreańskich artystów – używający w roli mediów między innymi fajerwerków. Media mówią o nim często –„artysta wybuchowy”, „tańczący z fajerwerkami”. „ Dzięki nieświadomemu wpływowi na nas fizjologicznie i psychologicznie, kolor jest nie tylko najważniejszym elementem stylistycznym w tworzeniu nastroju, ale jest także najważniejszym narzędziem komunikacyjnym do przekazywania wiadomości”. Teraz czas na Ciebie. Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że mo

Pączki albo sen copywritera

Miałam dzisiaj sen. Śniła mi się góra pączków. Góra pączków, które miałam opatrzyć zgrabnym a uwodzicielskim sloganem. Wiem, wiem, że pączki od czasów samego Mikołaja Reja (tego od frazy „Polacy nie gęsi i swój język mają”) reklamy nie wymagają. Ale zlecenie, rzecz święta. Zwłaszcza zlecenie zlecone we śnie. Więc śniłam o pączkowym copywritingu. Przez moją głowę przemykały hasła. Setki haseł. Oryginalne i niektóre wyraźnie adaptowane na użytek chwili. Motywujące do sięgnięcie po pączka i …usprawiedliwiające je, bo nawet we śnie pamiętało mi się, że od pączka do fast foodu droga króciutka. Kotłowały się więc w mojej głowie hasła wykorzystujące najróżniejsze siły: rymu, zmysłowego opisu, porównania, dowcipu. Oto tylko garstka z nich. Te które po obudzeniu, zdążyłam zapisać. Reszta, a mam podejrzenie że te najlepsze, wciąż krąży gdzieś w Państwie Snów: Okrągłe jedzenie zabija zmartwienie! Pąki i pączki na życia bolączki! Delikatne, wilgotne, aromatyczne! Idealne! Lookrowane

Niech żyją jednorożce

Jorge Luis Borges napisał: „Jednorożec kończy jako wędlina, smok jako pasztet mięsny”. Borges nie miał na myśli rynkowej kariery jednorożca, w tym jego kariery w copywritingu. Ale jego słowa pasują jak ulał do niedawnego szaleństwa na punkcie jednorożców – od show biznesu począwszy (Miley Cyrus, Ariana Grande, Lady Gaga) na małym beauty skończywszy. Ach, te jednorożcowe stempelki do paznokci! Co prawda, szczyt szału na wyprzedaż „jednorożcowych produktów” już minął, ale wciąż na rynkach cwałują jednorożce albo ich cienie. Można też kupić ślady ich obecności, na przykład…. łzy. Łzy „humanitarnie wychowywanych jednorożców”, karmionych „całymi taczkami owoców cytrusowych, pomarańczy, jagód jałowca, pęczków kolendry i pałeczek lukrecji”. Jak na czasy eko przystało! Unicorn Tears, czyli łzy jednorożca I choć nazwę „łzy jednorożca” wymyślono dla alkoholi – angielskiego likieru i hiszpańskiego wina (Lágrimas de Unicornio), to bywają nią etykietowane syropy, koktajle, soki, miody, eliks

Szpilki z ananasem a szczęście

Ach, te szpilki! Z ich reklam można by stworzyć naprawdę niezły przepiśnik dla copywriterów. Reklamuje się je bowiem najróżniejszymi językami, od języka korzyści począwszy (Ultra uwodzicielskie!) a na języku memów skończywszy. Zwłaszcza memy kuszą dzisiejszych copywriterów. Kuszą, bo kochają je media społecznościowe i są nadzwyczaj wirusogenne. A jak wiadomo, marketing to nie medycyna i wirusy kocha miłością nadzwyczajną. A memy mogą być proste jak przysłowiowa budowa cepa (rechotogenne) albo mniej lub bardziej wyrafinowane i przewrotne (uśmiecho i śmiechogenne, ironiczne). I jak większość przekazów z lekkości, śmiechu (beki), zabawy i ironicznego dystansu urodzonych, mogą okazać się bronią obosieczną, o czym więcej pisałam tutaj . Tak, tak… kto memów używa, może się poranić, a nawet…zginąć A piszę o tym wszystkim, bo właśnie natknęłam się na taką oto memową reklamę szpilek Szpilki z ananasem a szczęście Dwuznaczność nie zawsze pomaga Ta memowa reklama szpilek jest d

Urok chrupania

Zwykle reklama i marketing odwołują się do korzyści wnoszonych przez sprzedawane produkty. Czasami mówią o nich sloganowo, czasami – opisowo-wyliczająco, a czasami wykorzystując wiedzę o nawykach czy podświadomych potrzebach i pragnieniach. Tak jak w przypadku ... chrupkich produktów. Nie od dziś bowiem wiadomo, że chrupkość jest  podświadomie kojarzoną z kruchością, świeżością – wiosną, sprężystością, jędrnością, krzepkością, zdrowiem  i…. przyjemnością samą w sobie. Taką relaksująco-odstresowywującą: Jest coś niezwykle atrakcyjnego w chrupiącym jedzeniu. Jest całkiem prawdopodobne, że 88% ludzi miewa chrapkę na chrupkie, a reszta się do tego nie przyznaje. Chrupkość niejedną ma postać Chrupiące jedzenie to także to trzaskające, szeleszczące (ach, te krakersy!), chrzęszczące, sprężynujące. Bez względu na to czy jest to jedzenie super-zdrowe czy całkiem śmieciowe (te chipsy, chrupki, prażynki, frytki i fryteczki, paniery i paniereczki!) uwodzi. Podobno nawet chrupanie marc

Szczęście na sprzedaż

Nie od dziś wiadomo, że marketing nie sprzedaje towarów i usług. Sprzedaje marzenia. Między innymi marzenia o szczęściu. Czasami sprzedaje je pod ogólnym sloganem: „Klucz do szczęścia”! XXXXXXX* . Kiedy indziej marketing sprzedaje marzenia obramowane stylem życia. Dobrze jest, by nazwa tego stylu była obca. Jakoś tak jest, że obce bardziej uwodzi. Nieznany dźwięk, pod którym skrywają się nie do końca znane treści, daje pole do zagospodarowania przez wyobraźnię, emocję, potrzeby i….opisy oraz interpretacje. I przez oferty produktów i usług. Wszak nie ma idei, której nie dałoby się zmonetyzować! Pamiętacie może niedawne słowa-przeboje pachnące szczęściem: coziness, dolce vita, feng shui, flow life, gezelligheid, hyggeligt, ikigai, lagom, slow life, wabi-sabi? A od tych słów nich już tylko krok do sprzedaży szczęściorodnych produktów, na przykład z serii comfort food, jak: espresso, czekolada, jogurt waniliowy, lody, niesolone orzechy nerkowca, wino albo piwo (Wystarczy piwo i chce s

5 reguła marketingu

Rano, 6 luty. Za oknem tymczasowy koniec zimy, a ja właśnie myślę o podstawowych regułach werbunku. Wychodzi mi na to, że umiejętność werbunku to kompetencja, bez której ani rusz ani w życiu towarzyskim, ani zawodowym, ani w social mediach, ani w ….sprzedaży. Wiem, że słowo „werbunek” nie brzmi najlepiej, ale czasami dobrze nazywać rzeczy po imieniu, wszak chodzi o zyskiwanie, pozyskiwanie, przyłączenie. No i znalazłam sojusznika w moim rozmyślaniu o werbunku, samego Wiktora Suworowa, autora piątej reguły werbunku, nazwanej przez niego zasadą truskawek: „Piąta reguła werbunku to zasada truskawek. Lubię truskawki. Lubię łowić ryby. Ale jeżeli zacznę łowić ryby, założywszy na przynętę truskawki, nie złowię ani jednej. Rybie trzeba dać to, co ona lubi – dżdżownicę. Jeżeli chcesz się z kimś zaprzyjaźnić, nie rozmawiaj z nim o truskawkach, które ty lubisz. Rozmawiaj o dżdżownicach, które on lubi” . Piąta zasada marketingu. Teraz czas na Ciebie. Blogowanie to gra zespołowa.