Przejdź do głównej zawartości

Róże jesieni albo nieoczekiwany zwrot w sprawie chryzantem


Rynek karmi się także pozabranżowym kontekstem. Dlatego dobry sprzedawca, marketingowiec czy copywriter  musi mieć coś z psa: musi mieć super węch i słuch, i natychmiastową gotowość do skoku na niespodziewane „smaczki”. Za najlepszy przykład kontekstowej zmiany kursu w sprzedaży może posłużyć świeżutki przypadek… chryzantem.

Jak wiadomo dla Polaków chryzantema była do niedawna kwiatem głównie nagrobnym. Znakiem listopadowych świąt: Wszystkich Świętych i Zaduszek. Krótko mówiąc, była chryzantema siostrą zniczy.  

Tymczasem nieoczekiwane zamknięcie cmentarzy w związku z  koronawirusem, spowodowało przedefiniowanie chryzantem, albo ich nowe zdefiniowanie, jako ultrajesiennych kwiatów ozdobnych.

Trochę kompulsywna to zmiana, podbarwiona polityką (tu i ówdzie pojawiło się nawet hasło „Chryzantemy, kwiaty rewolucji!”), ale jednak. Pojawiły się więc hasztagi: #chryzantemy na balkony #chryzantemy do ogrodu #chryzantemy wszędzie #chryzantemy do domu #kupujemy chryzantemy.

Właściwie nie ma nic nowego w tych hasztagach (z wyjątkiem samego pojęcia hasztagu, ha, ha!). Bo kiedyś w Polsce, a dziś także w azjatyckich kulturach Japonii, Chin czy Korei, chryzantemy kojarzono  z kwiatami jesieni, „ostatnimi płomieniami gorącego słońca”, „kwiatami krótkiego dnia”, „kwiatami mgieł i deszczu”, z „azjatyckimi pięknościami”.  

Malarze impresjonistyczni odkrywali w nich  perfekcyjny błysk chwili, mimowolnie powtarzając zachwyty Chińczyków i Japończyków. Dla tych ostatnich chryzantemy to znaki jesiennej perfekcji, siły natury i dowody ogrodniczego profesjonalizmu. Pasuje im etykieta: Dobre na balkony! Ale także: Dobre do ogrodów! Także tych zimowych.

Róże jesieni albo niespodziewany zwrot w sprawie chryzantem

O tym, że chryzantemy wyjątkowo pasują do ogrodów zimowych,  wiedziano już za czasów królowej Wiktorii.  Wtedy chryzantema pełniła rolę… róży – i często mężczyźni obdarowywali nimi kobiety albo/i  paradowali z nimi  w butonierkach. Gotowi na jesienno-zimowe flirty i romanse przy herbacie.  Flirty pełne mowy przez chryzantemy: białe – przyjaźń, fioletowe – sekret, czerwone – miłość. 

Jakieś przebłyski tamtej  kultury z chryzantemami w tle, z chryzantemami w roli masek i metafor widać w popularnych kiedyś szlagierach: tangach, romansach,  walcach. 

Czyż to nie z pamięci o dojrzałej/jesiennej elegancji tamtych dżentelmenów czerpali nasi Starsi Panowie pisząc o jesiennej dziewczynie?

 przed siebie patrzę za to
 ze wzrokiem na zakręcie
 za którym jest już jesień
 wciąż czekam nieugięcie
 że ona mi przyniesie
 jesienną dziewczynę
 odmienną niż inne
 dziewczynę z chryzantemami
 z chryzantemami dziewczynę
 jesienną dziewczynę
 bezcenną i niezamienną
 już na nic
 już na nic.


Jak pokopać głębiej w polskiej pamięci zbiorowej to okazuje się, że chryzantema pasuje też „do  salonów” (i "do antysalonów" też). Pamięta ktoś „chryzantemy złociste, w kryształowym wazonie, stoją na fortepianie”?

Chryzantemy świetnie pasowały i pasują do gier ze smętno-poetycką  aurą albo tajemnicą, czyli po prostu z jesieniarskim diazjnem.    

Chryzantemy kwitły na rabatach, w domu, cieplarniach, wszędzie. Wszędzie było pełno ich rozczochranych, kolorowych, fryzowanych główek. Ciągle ktoś wracał z inspektów lub parku, z pełną naręczą tych cudnie dorodnych kwiatów i rozmieszczał je w urnach lub wazonach, w każdym kąciku domu. Wkrótce nie było już gdzie ich stawiać. 

Zofia Żurakowska, Skarby. Pożegnanie domu,

Czyżby  ten  polski  międzywojenny boom na chryzantemy w salonie  był refleksem lektury Prousta, który nawet czas regulował kwitnieniem chryzantem i tu i ówdzie mówił: to było dobrze po sezonie chryzantem. Pisał też:

Teraz, z początkiem zimy, Odeta miała w salonie olbrzymie różnobarwne chryzantemy, jakich niegdyś Swann nie byłby jeszcze mógł u niej oglądać. Złocienie te budziły mój podziw […] przydawały salonowi jeszcze jedną dekorację o kolorze równie bogatym i wyszukanym, ale żywą i mającą trwać tylko kilka dni. Wzruszało mnie, że te złocienie miały coś nie tyle znikomego, ile raczej trwałego w stosunku do owych różowych i miedzianych tonów, jakie zachód słońca tak wspaniale wznieca we mgle listopadowych zmierzchów, i że, ujrzawszy owe tony — nim wszedłem do pani Swann — gasnące na niebie, odnajdowałem je przedłużone, przeniesione na płomienną paletę kwiatów. Niby ognie, wyrwane przez wielkiego kolorystę zmiennemu powietrzu i słońcu, aby służyły ku ozdobie ludzkiego mieszkania, złocienie te zapraszały mnie, mimo całego smutku, abym chciwie kosztował, w tej godzinie herbaty, tak krótkich uroków listopada, którego poufną i tajemniczą wspaniałość roztaczały przede mną

Marcel Proust, W cieniu zakwitających dziewcząt.

Jeszcze w  latach 70. w popkulturze unosiła się aura  zachwytu chryzantemami –wehikułami wszystkiego, co jesienne. Jesiennej miłości też. Rena Rolska śpiewała:

Złociła jesień włosy drzew,
Ogrodem szedł cichutki śpiew
Gdyś drogę mi zastąpił niemy
Płomienie w oczach miałeś dwa
Przejęły serce aż do dna
Bez słów mi dałeś chryzantemy
Ciut później do motywu chryzantem sięgała Ewa Śnieżanka:
 Chryzantemy, moje chryzantemy
 Z wiatrem tańczące jak królewny
 Moje siostry białe i powiewne
 Które lubi radość moja
 Które lubi smutek mój
 
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi, ...

Wokół biznesu w purpurze

  Od paru dni wraca do mnie myśl o purpurze: w brandingu, w marketingu, w reklamie. Jak zwykle, jest to myśl sprowokowana, tym razem pewnym przelotnym spotkaniem z firmą, która postawiła na „purpurową identyfikację”. Jak dla mnie jest to super pomysł, bo im jestem starsza tym bardziej uwodzi mnie purpura. (Może do tego koloru po prostu się dojrzewa?)  Na mieście jednak mówią, że z purpurą jest tak, że albo kochasz, albo nienawidzisz.  Myślę, że jest tak dlatego, że purpura to kolor łączący ekstrema: energię czerwieni i spokój niebieskości.  Źródło : https://pl.pinterest.com/pin/1407443629298597/ Purpura pulsuje, wibruje odcieniami. Nie bez kozery mówi się: „Purpura jest wszystkim, tylko nie zwykłym kolorem”.  Purpura opalizuje przy patrzeniu i w emocjonalnym oddziaływaniu: przyciąga i dystansuje, rozgrzewa i uspokaja, cieszy i smuci. Przystoi dumie i radości, i pokorze, i pokucie, i żałobie. Czy widział ktoś coś bardziej żałobnego niż purpurowe bratki? Nie jest ...

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zews...