Przejdź do głównej zawartości

Zmierzch książki?


Znam ludzi, którzy od czasów ukończenia edukacji nie czytają książek. I przyznają się do tego otwarcie. Dobrze wykształconych i naprawdę niezłych w zawodowych i życiowych rolach.

I znam ludzi, którzy naprawdę cierpią z tego powodu, że nie nadążają z połykaniem książek. Zwłaszcza tych, które – ich zdaniem – powinni znać, by czuć się lepiej, pewniej, atrakcyjniej… Zawodowo i towarzysko rzecz jasna. Jakby na świeżo czytali Kena Davisa, który napisał:
Czytanie stymuluje. Gdybyśmy polegali tylko na naszej kreatywności i talencie, szybko zostalibyśmy bez materiału i bez pracy*.

Jeśli jednak wierzyć Onetowi (zob. Serialowa dobra zmiana) – dziś negatywniej naznacza nie nieznajomość książek, ale seriali… A w niektórych środowiskach także nieznajomość topowych filmów, gier czy … blogów.

Przede wszystkim: demokracja

Ale jaka jest naprawdę perspektywa książki? I nie ważne czy papierowej, czy elektronicznej, czy mówionej.

Jeśliby wierzyć badaniom czytelnictwa – coraz marniejsza. Zwłaszcza książek przeznaczonych dla mężczyzn**. Jeśliby jednak łączyć perspektywę książki autorskimi aspiracjami „młodych zdolnych” i „młodych przedsiębiorczych” autorek i autorów, to  okazałoby się, że jest świetlana. Zwłaszcza jeśliby łączyć ją z ambicjami młodych przedsiębiorczych kobiet-aktywnych blogerek.

Na pewno rynek książki zmierza do demokratyzacji. Każdy może napisać, wydać (self-publishing zmienił wszystko) i sprzedawać własną książkę. „Każdy nosi książkę w sobie” – mówi stare przysłowie, modyfikowane na 1001 sposobów. Na przykład: Każdy z nas nosi w sobie jakąś historię, Każdy nosi w sobie jakiś bestseller, Warto napisać książkę, by ktoś nie czuł się samotny, Jedna książka, a self-PR na całe życie, itd.., itp…
Z perspektywy budowania swojego wizerunku (self-PR) najważniejszym działaniem jest napisanie książki i wydanie jej, nawet w niewielkim nakładzie. Dla oceny naszej wiarygodności nie ma znaczenia, czy sprzedaliśmy 300 czy 30 000 egzemplarzy***.
Inni mówią jeszcze, że pisanie przyspiesza biznesowe dojrzewanie, pomaga w definiowaniu własnej wyrazistości, w jej komunikowaniu. A jeszcze inni mówią, że pisanie książki zmienia wszystko w zbieranie materiałów: odmienia i intensyfikuje codzienność.
Prozaiczne i codzienne czynności nigdy nie miały takiego uroku, jak wtedy, kiedy należało zasiąść do pracy nad książką ****.

Książka, czyli tylko jeszcze jedno zadanie

Romantyczna wizja autorstwa, w której rządziły stwórczy talent czy natchnienie …. wyblakła.  Zmniejszyła się też rola formalnego wykształcenia, pisarskiego doświadczenia i solidnej pozycji na  pisarskim rynku.

A barw nabrały słowa: przepis, instrukcja, recepta, pisarski warsztat, użyteczność, zapotrzebowanie rynku… I myli się ten, kto uważa, że to jakaś współczesna fanaberia. Już przecież Arystoteles nauczał, jak robić, by zrobić idealną tragedię.

Arystoteles był przekonany, że  do stworzenia dobrej tragedii wystarczy dobry przepis na wykonanie. Dobra instrukcja. A nauczyciele pisania podrzucali sukcesywnie, w miarę upływu czasu i pojawiania się potrzeb, swoje recepty na: idealną komedię, opowiadanie, nowelę, kryminał, poradnik biznesowy, scenariusz filmowy, post na blogu, blog…

„Pisanie jest umiejętnością, której możemy się nauczyć i ją rozwijać wielokierunkowo” – czytam tu i ówdzie. I czytam dalej: wystarczy cel – idea i target (wyczucie potrzeb) i baczne oko trenera od literatury, który poinstruuje, zmotywuje, zainspiruje, skoryguje, pomoże we wstępnym czytaniu, w sztuce promocji i marketingu.

Choćby w porę podpowie, żeby zacząć dobrze być w mediach społecznościowych, w tym w blogosferze. Bo zakorzenienie pisarza w mediach społecznościowych (ilość aktywnych kanałów, zaangażowanych fanów, itd…) jest przecież dzisiaj kapitałem trudnym do przecenienia. O czym pisałam tutaj i tutaj .

Koniecznie coś poza „czystą przyjemnością”

Trwa promocja autorskich możliwości i książki użytecznej… Literatura musi zawierać kilka w jednym… Przyjemność czytania i jakąś przydatność… Przepisy? Recepty? Porady? Chwyty i triki?

Okazuje się, że nawet te dosłowne przepisy – kulinarne są dobrze widziane i przez dzisiejszy rynek wydawniczy, i przez czytelników: w autobiografiach, biografiach, książkach historycznych, przygodowych, podróżniczych, miłosnych… W reportażach… O… i w kryminałach… Są wielofunkcyjne… A poza tym niosą literaturę w światy nieliterackie…

I pomyśleć, że kiedyś pisanie o jedzeniu było uważane za wulgarne.

Same korzyści?

Napisanie i wydanie książki – to przygoda jak każda inna, element życiowego doświadczenia, mierzenie się z wymogiem kreatywności i zdyscyplinowania (samokoncentracji), prezent dla siebie i najbliższych, self-PR, content marketing.

„ Nie znam ani jednego autora, który wydał książkę i potem tego żałował” – pisze cytowana już wyżej Grażyna Grace Tallar. A zatem o negatywach bycia pisarzem …. sza! Dzisiaj sza…

*Ken Davis, Tajemnice dynamicznej komunikacji. Na czym się koncentrować? Jak wyrażać się jasno? Jak nadać siłę swojej wypowiedzi? Tł. A, Rydz. Wyd. Słowa i Myśli 2013.
**Publikacja  z ostatnich badań czytelnictwa przeprowadzonych na zlecenie Biblioteki Narodowej
 (marzec 2016), zawierała takie okrągłe zdanie: kultura książki – to ze statystycznego punktu widzenia – raczej kultura kobiet.
***G.G, Tallar, Jak napisać i wydać książkę. Najskuteczniejsze narzędzie Public Relations dla każdego. Wydawnictwo Poligraf 2013.
****A. Handley, C.C.Chapman, Treść jest kluczowa. Jak tworzyć powalające blogi, podkasty, wideo, e-booki, webinaria (i inne). Tł. S. Kupisz. Wyd. Helion 2012.

Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.
 

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Copywriter, kto to?

O copywriterze mówi się żartobliwie copyrider, copyfighter, copyRAJTER. Nierzadko copywriterzy sami tak mówią o sobie. Nazywają się także mistrzami od słownych aperitifów, żonglerek, gięć i załamań. Tymczasem copywriter jest specjalistą od… tekstów, które mają sprzedawać. Choć dzisiaj już nie tylko, bo sprzedaż to tylko jedna z NOA – najbardziej oczekiwanej akcji. Celem copywritera mogą więc być takie NOA, jak: odwiedzenie innej podstrony lub strony, zapisanie się na newsletter, wypełnienie formularza, kontakt z przedstawicielem firmy. Copywriter jest więc specjalistą od tekstów, którą mają prowadzić do NOA i nie tylko (o czym poniżej). Tworzy anonimowo i   zwykle w organicznym związku z przekazem wizualnym. Jak mówił przed laty Leo Spitzer, copywriter uprawia swoisty Gebrauchkunst – sztukę stosowaną, użytkową, która należy do ustalonego porządku codzienności. Zakres prac copywritera Dziś w zakres prac copywritera wchodzą też: tworzenie nazw dla organizacji i produktów

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła