Przejdź do głównej zawartości

Uwaga, uwaga, attention crash!


Nowe wiadomości huczą, brzęczą, bzyczą, szemrają. Wchodzą w naszą półprywatną i prywatną strefę. Otaczają nas, obłapiają*. Często przyklejają się, nie pytając o zgodę.

O uwagę walczy się wszędzie. Człowiek jest wszędzie obiektem ataku łowców uwagi. Już są reklamy na kurzych jajach – bo po co ma się marnować tyle powierzchni, tym bardziej że czas w mediach nie jest z gumy.*

Na dodatek wiadomości – publikowane w mediach wszystkich rodzajów (od telewizji do posta na Facebooku), eksponowane podczas ataków terrorystycznych, wyborów, manifestacji, na powierzchniach reklamowych, na ścianach prywatnych mieszkań, T-shirtach, gołych ciałach –  w swojej większości nie są najlepsze i najoptymistyczniejsze. (Wyjąwszy te wypisane na kurzych jajach, rzecz jasna i niektórych T-shirtach)

Coraz to nowsze wiadomości wwiercają się w mózg, nierzadko podnoszą ciśnienie. Może dlatego tak ochoczo lajkujemy słoneczne cytaty klasyków i bohaterów pop-kultury, które wylewają się z Facebooka? Albo facebookowe psiaki i kociaki. Albo parujące wirtualnie kawki i herbatki z życzeniami: Dobrego dnia! Albo sztuczne fiołki i inne fiołkopodobne.

A na dodatek jest z tymi wiadomościami, jak w każdym sklepie – przebogato dopóki niczego konkretnego nam nie potrzeba. A kiedy już nam potrzeba informacji „do zastosowania” – to jakoś ich nie ma, a te łatwo dostępne okazują się śmieciowe albo szczątkowe… Albo wyraźnie niewiarygodne – takie informacje dla informacji. Do takich na przykład należą treści, tworzone dla takich czy owakich automatów albo dzięki takim czy owakim automatom. Mówią o nich na mieście „wyskrobki” (od wyskrobane od innych) albo wydrapki (od wydrapane od innych). Albo jakoś tak podobnie.

Zgodnie z prawem Theodora Sturgeona, że „90 proc. każdej całości to g…”, można przyjąć, że taki procent wiadomości to infomasa, płycizna, informacyjne śmieci.

Tak czy siak zwykle brakuje nam rzeczowej, wiarygodnej, dobrze afiliowanej i użytecznej informacji, treści, zawartości, zwłaszcza tej, która można się posłużyć w takich czy innych wyborach, zwłaszcza wyborach produktów i usług. Niektórzy w tym braku upatrują szans dla content marketingu.

Tylko jak się przebić z konkretnym contentem przez informacyjny harmider, w którym nawet najbardziej spektakularny komunikat żyje życiem muszki jednodniówki (Ephemeroptera)? A ludzie – w doskonałej większości – po prostu „ślepną” na content. 

* Kazimierz Krzysztofek, Ekonomia uwagi (2001).
**
Według amerykańskich badań  z 2015 roku dziennie wchłaniamy 34 gigabajty danych, czyli 100 tysięcy słów. Syndrom zmęczenia informacją został zdiagnozowany i opisany przez psychologa Davida Lewisa: coraz więcej osób nie jest w stanie przyswoić nowych wiadomości, mają problem ze zrozumieniem prostych komunikatów, nie mówiąc już o ich selekcji.

Powiązane: smog informacyjny, attention crash, ekonomia uwagi, „uwaga pomasowa", przepływ zainteresowania" (flow of attentions), kultura dystrakcji, blockbuster effect, wartość zaistnienia.



Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.


Komentarze

Prześlij komentarz

Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Copywriter, kto to?

O copywriterze mówi się żartobliwie copyrider, copyfighter, copyRAJTER. Nierzadko copywriterzy sami tak mówią o sobie. Nazywają się także mistrzami od słownych aperitifów, żonglerek, gięć i załamań. Tymczasem copywriter jest specjalistą od… tekstów, które mają sprzedawać. Choć dzisiaj już nie tylko, bo sprzedaż to tylko jedna z NOA – najbardziej oczekiwanej akcji. Celem copywritera mogą więc być takie NOA, jak: odwiedzenie innej podstrony lub strony, zapisanie się na newsletter, wypełnienie formularza, kontakt z przedstawicielem firmy. Copywriter jest więc specjalistą od tekstów, którą mają prowadzić do NOA i nie tylko (o czym poniżej). Tworzy anonimowo i   zwykle w organicznym związku z przekazem wizualnym. Jak mówił przed laty Leo Spitzer, copywriter uprawia swoisty Gebrauchkunst – sztukę stosowaną, użytkową, która należy do ustalonego porządku codzienności. Zakres prac copywritera Dziś w zakres prac copywritera wchodzą też: tworzenie nazw dla organizacji i produktów

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła