Przejdź do głównej zawartości

Emocje, które sprzedają


Żyjemy w trudnych czasach. Nie ma co owijać w bawełnę. W nadpodaży produktów i usług oraz klienteli z super-rozproszoną uwagą, potrzebujemy nie lada siły, aby zwrócić zainteresowanie na siebie, przyciągnąć, zatrzymać na dłużej… Wszystko to powoduje – jak „mówią na mieście” i co obserwuję codziennie –  że dzisiejszość sprzyja kreatywnym i widzialnym entuzjastom.

Kreatywnym, czyli takim, którzy znaleźli swoją drogę do nietypowego rozwiązywania problemów innych osób. I umieją emocjonująco i w świetle komputerowych ekranów (i w innych miejscach autoprezentacji i prezentacji) opowiedzieć o sobie, o swoich produktach. Lub sprawić, by ich historie i ich produkty były dobrze „opowiadane". Co ja mówię, nie  dobrze, ale: porywająco, nęcąco, wabiąco, ekscytująco,  zniewalająco, hipnotycznie …uff !

Na mieście mówią: postaw na emocje

Istnieje stare polskie powiedzenie: Jeżeli trzy osoby mówią ci to samo, uwierz im… A o tym, że dobre emocje wyzwolone u klientów (lub potencjalnych klientów) są dziś kluczem niemal do każdego sukcesu mówi niemal każdy marketingowiec.

Nawet Michael Hyatt (którego sobie podczytuję aktualnie w wolnych chwilach) napisał, że naprawdę nie potrzebujemy większej ilości przekazów, produktów czy usług, ale potrzebujemy ich w lepszym wydaniu. W wydaniu „wow” ( niektórzy pewnie wolą określenie, w wydaniu, które powoduje „opad szczęki") – przekraczającym oczekiwania. I słowa Hyatta można, rzecz jasna, odnieść także i do contentu, i copywritingu, i do content marketingu.

Czym jest i jak działa „efekt wow" można podpatrzyć w programach typu talent show czy w naturze… Ostatnio na przykład, na tydzień przed naszym narodowym łapaniem Pokemonów, byłam świadkiem zbiorowego i absolutnie spontanicznego  łapania sztucznej tęczy, nieoczekiwanie wyzwolonej przez wodę z ogrodowych węży i słońce. Spontanicznego uczestnictwa w nieoczekiwanym, kilkuminutowym happeningu fizyki.

zaskocznie, efekt wow w naturze
Efekt wow?

Jak rozpoznać wow-doświadczenie?

Jak rozpoznać „efekt wow”? Zanim przedstawię Wam własną listę, która pomaga w rozpoznawaniu „efektu wow” (ciąglę ją buduję) parę punktów, zainspirowanych lekturą Hyatta, autora książki Twoja e-platforma. Jak wybić się w świecie pełnym zgiełku* ….i autora know how wow:

  1. Poczucie zaskoczenia
  2. Poczucie, że to co otrzymujesz przekracza Twoje oczekiwanie
  3. Poczucie, że to co otrzymujesz jest tym, za czym podskórnie tęskniła(e)ś
  4. Poczucie, że to co otrzymujesz jest niezwykłe, czyste, klarowne
  5. Poczucie zatopienia w chwili  („Trwaj, chwilo trwaj, jesteś taka piękna!”) 
  6. Uniwersalność

„Efekt wow” rodzi ewangelistów, tych którzy bezinteresownie lubią, szerują, podają dalej w naprawdę dobrym stylu. Nie pozostaje więc nic innego jak stać się jego matką lub ojcem i opiekunką lub opiekunem… Na własnym podwórku….Wiem, wiem, łatwo powiedzieć….

 *Michael Hyatt, autora książki Twoja e-platforma. Jak wybić się w świecie pełnym zgiełku. Tł. A. Romanek. Helion 2013. 


Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.
 

Komentarze

  1. Bardzo ciekawy wpis :). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i także pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Zapisałam sobie. I książkę też wpisałam na listę oczekujących :)
    Teraz czas pracować nad tym, aby cześć moich wpisów i produktów firmowych dawało "efekt wow!".

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwróciłaś moją uwagę na ważne zagadnienie. Dzięki za inspiracje do dalszych poszukiwań owego efektu wow w mojej działalności (swoją drogą, nie ma innych słów, by coś takiego opisać?).

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie... Te polskie zastępniki. Jak krótko i wymownie zastąpić angielskie "wow", skądinąd dobrze zasiedziałe już w polszczyźnie, a wyrażające równocześnie aprobatę, zachwyt, entuzjazm i zaskoczenie: super, ekstra, nadzwyczajnie, "Bomba!", "A niech to!", "O!", "OOO!"? A może jeszcze inaczej?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc