„Marketing mafijny” ma dwie strony, o czym więcej wkrótce. Jest jak ….grzech? Przyciąga i …po ochłonięciu stawia pytania. Czasami trudno mu się oprzeć, czasami „mafijna warstwa” jest tak zanurzona w pop-kulturze albo tak przezroczysta, że prawie niewidoczna, jak na przykład w opowieści o torcie Caprese, tu i ówdzie nazywanego tortem Al. Capone.
Był rok 1920
1920 rok, Caprese, czyli Capri – wyspa, która połyskuje przeszłością, magią i hedonizmem. Jak za czasów Oktawiana (jeszcze nie Augusta), który nazywał ją też Capri Apragopolis –Wyspą słodkiego lenistwa. Ta Oktawianowa wyspa (i Tyberiuszowa!) lubiła się odwracać od problemów rozjazgotanego świata.
Jest dzień jak co dzień. W powietrzu unosi się zapach smażonej ryby i lewkonii. „Łańcuch domów niby kostki cukru skrzy się”. A Carmine di Fiore piecze swoje ciasto migdałowe dla klientów swojej cukierni. Nie może się skupić. Nie spał zbyt dobrze. Całą noc śnił sen o krwistoczerwonych pomarańczach: Arancia Rossa di Sicilia, Arancia Rossa, Arancia…. Niby nie był przesądny, ale jego matka i matka jej matki zawsze mówiły, że krwistoczerwone pomarańcze we śnie, to śmierć w rodzinie…
Nic więc dziwnego, że Carmine di Fiore dziś nie lubi swojej kuchni. Działa rutynowo. Blanszuje obrane migdały, parzy je we wrzącej wrzącej wodzie, licząc do 60. Potem je praży, w temperaturze około 200 stopni. Po ostygnięciu grubo sieka. Rozpuszcza gorzką czekoladę w kąpieli wodnej.
Łączy masło, cukier, żółtka i ubija. Dodaje czekoladę, miesza, dodaje migdały. I gdy sięga po mąkę …wchodzą oni. Nietutejsi i nie turyści. Mówią o tym ich białe fedory lekko przechylone na lewo. Na lewo… Brązowo-białe buty… Wytworność? Pewność siebie? Afiszowanie sukcesu? – myślał gorączkowo.
Pewność tego kim są zyskał, gdy zażądali ciasta, najlepszego najświeższego, najlepiej tego, aktualnie robionego. Była to oferta z tych nie do odrzucenia.
Drżącymi rękami Carmine zaczyna ubijać białka, na sztywną pianę, dodając powoli cukier puder. Bezę łączy z ciastem. Całość wylewa do formy i piecze. Ubijanie na sztywno, układanie w formie i wszystkie wcześniejsze rutynowe czynności złośliwie odkrywają dziś przed nim swoje poza kuchenne znaczenia. Ehhh, prażenie, siekanie, rozpuszczanie…
Łapie się na tym, że nie dodał mąki, ale jest już za późno. Przez głowę przebiegają mu dziesiątki obrazów kulinarnej katastrofy. Przez 60 minut roją się mu czarne scenariusze z nim i gośćmi w białych fedorach (przekrzywionych na lewo!) w rolach głównych. Tak czarne jak otoki na ich kapeluszach, tak czarne że nie pomaga nawet otulający zapach czekolady który zaczyna wychodzić z piekarnika…
Po godzinie, rozciągniętej do granic wytrzymałości, Carmine di Fiore wyjmuje ciasto, studzi, próbuje na prośbę nie znoszącą sprzeciwu i … nie może opanować zaskoczenia. Ciasto okazuje się idealne, chrupko miękkie, wyraziste, otulająco czekoladowe.
Przy następnej wizycie dowiaduje się, że zostało ono ulubionym ciastem Ala Capone.
Blogowanie to gra zespołowa.
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)