Przejdź do głównej zawartości

Dziwactwa, rynek, marketing


Na rynkach rządzą mody, ale i fady, czyli mody krótkie niczym życie jętek. Fady potrzebują zapłonu w postaci apetytu na dziwactwa – na odjazdowe produkty czy usługi. Zwłaszcza te, które łatwo „kolekcjonować” i pokazywać. Nic więc dziwnego, że prawdziwymi inkubatorami fadów są media społecznościowe, z Instagramem na czele.

źródło: Urban Dictionary

źródło: Urban Dictionary


Fady są wieczne

Samo zjawisko konsumpcji „dziwactw” jest tak długie, jak historia ludzkości. Po imieniu nazwano je jednak dopiero w latach 50-tych. A nazwę utrwalono w latach 70-tych, w związku z amerykańskim szałem na Pet Rocks. Z krótkotrwałą, ale intensywną, manią kolekcjonowania gładkich kamyczków z meksykańskiej plaży Rosarito, sprzedawanych jako zwierzęta domowe, w niestandardowych pudełkach kartonowych, z obowiązkowymi dziurkami do oddychania i z super książką instruktażową. Nosiła ona tytuł: Podręcznik do trenowania kamieni domowych. Ta książka – skrząca się od słownych żartów – była naprawdę niezłą lokomotywą marketingową. A może lepiej powiedzieć: content marketingową?

W końcu Pet Rocks wymyślił, marketingowo oprawił  i sprzedał Gary Ross Dahl, właściciel agencji reklamowej, dyrektor kreatywny i copywriter (!). Już w latach 70. Dahl roku przeczuł możliwość szybkiej monetyzacji dziwactwa dobrze opakowanego marketingowo, takiego z pogranicza kolekcjonerstwa i gry. I trudno oprzeć się wrażeniu, że  przetarł drogę twórcom i sprzedawcom tamagotchi i pokemonów.

Fast-fad lifstyle

Rzecz jasna, że apetyty na dziwactwa mają się wyjątkowo dobrze na dzisiejszych rynkach, odpowiadając na różnorakie potrzeby klientów i marek i przede wszystkim na żarłoczność mediów, zwłaszcza Instagrama. Pamiętacie może niedawny rynkowy szał na jednorożców?  A może obserwujecie aktualny apetyt na brokacik?

A może  bliżej Wam do prześmiewcy tych apetytów Douglasa Bevansa, twórcy i marketera Hot Dog Water (Hot Dog Water = woda po gotowaniu parówek), czyli jako fit produktu. Bagatelka, po 37, 99 dolarów za butelkę!



Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc