Przejdź do głównej zawartości

Impreza, czyli wyprawa wojenna


Nie wymyśliłam tego tytułu. Po prostu zajrzałam do najbardziej podręcznego słownika starej polszczyzny, dokładniej Słownika Staropolskiego on-line. A tam czarno na białym widnieje, że staropolskie słowo „impreza” oznacza… wyprawę wojenną.

Do Słownika Staropolskiego zajrzałam z copywriterskiego nawyku. Bo dla copywritera nie ma nic gorszego niż użycie słów i fraz nietrafionych. Staropolszczyzna i copywriting? Pewnie część z Was nie uwierzy, że dzisiejszemu copywriterowi jest potrzebny jakikolwiek fragment staropolszczyzny. A jednak…

Boże Narodzenie, czyli czas na tradycję

Święta Bożego Narodzenia – moment  bodaj najpowszechniejszego przybliżenia do kultury staropolskiej – nadchodzą wielkimi krokami. I te świąteczne okoliczności sprzyjają temu żeby smaczniejsze kąski tej kultury tu i ówdzie przywołać. I jak co roku, także tym razem przeżyłam to samo zaskoczenie – zaskoczenie zmianami znaczeń niektórych słów staropolskich i tym, że inne z nich nieużywane (niezużywanie) nabrały cudownej „vintagowej urody”.

I jak zawsze zrobiło mi się żal, że tak mało staropolszczyzny we współczesnej komunikacji marek i produktów z definicji staropolskich: zajazdów i gościńców, dworków, restauracji i ich menu. Przecież chyba z założenia tym, co je wyróżnia i odróżnia od innych jest odwołanie do staropolskich tradycji…

A gdybyśmy się spotkali przy świątecznym stole

I jakby nie patrzeć to i w tym roku wychodzi mi na to, że gdybyśmy się spotkali przy świątecznym stole z naszymi pra-pra-pra szczurami to najtrudniej byłoby nam się porozumieć co do …terminów. Bo u nich lato oznaczało rok, miesiąc – księżyc, niedziela – tydzień, grudzień – listopad ( a grudzień prosień), a mieszkanie…ociąganie się.

I pewnie nie obyłoby się bez zabawnych nieporozumień – jak w rozmowie pomiędzy Polakami i Czechami czy Słowakami. Bo na przykład słowo „nagi” w staropolszczyźnie oznaczało po prostu człowieka szczerego, „coś pijanego” – coś upajającego (ach,  ten pijany zalot=upajający zapach), a „nadziewanie się” – po prostu nadzieję. No i jeszcze to „mietanie się”, czyli zaloty. Nie mylić z „motaniem” – plątaniem się motaniem i „odmiotem”, czyli odrzuceniem.

Ale  na pewno pełną zgodę osiągnęlibyśmy w myśleniu, że jeżeli to grudzień to czas na to, by było:

Miedźno, pierno, miłowonno,
czyli
Miodowo, korzennie, aromatycznie. 

Oj, mamy z naszymi staropolskimi przodkami naprawdę wiele miejsc wspólnych.



Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Co to jest haul?

Słyszała(e)ś kiedyś wyrażenie „haul zakupowy”? Nie? To pewnie nie uczestniczysz w życiu zakupowej blogosfery, a zwłaszcza jej wersji wideo, czyli vlogosfery? A może słyszała(e)ś to wyrażenie, co więcej, masz o całym haulowym zjawisku już wyrobione zdanie? Może nie najlepsze? Masz pełne prawo! Podziel się nim, proszę. Będziesz moim pierwszym komentatorem! Haul i content marketing? A w ogóle dlaczego zajmuję się „zakupowym haulem”? Bo ciekawi mnie wszystko, co z marketingiem treści było związane, jest związane i związane być może w niedalekiej lub dalekiej przyszłości. A zakupowy haul jest chyba takim marketingiem, nawet jeśli nieświadomym czy spontanicznym, to znaczy przez nikogo nieopłacanym?    A tak nawiasem mówiąc, denerwują mnie te nazwy marketing treści czy content marketing, których jednak używam z całym dobrodziejstwem i… niedobrodziejstwem. Denerwują mnie, bo przecież chodzi tu nie tyle o marketing treści, ile przez treści i przez ten brak „przez” robi się zamę