Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2024

Takie tango

Nie będę ukrywać, ze lubię o…tangu. Kiedyś w  Miedzynarodowy Dzień Tanga napisałam o cudownym mariażu tanga i reklamy, w latach trzydziestych zeszłego stulecia.  W tamtych latach tangowano na potęgę.  W karnawale 1930 roku można było przeczytać w „Świecie”:  „ Nadszedł wreszcie taniec XX wieku. — Runęły foxtroty, shimmy, javy, bluesy — zostało zwycięskie tango argentyńskie. Dziś tańczy je cały świat w małych boitach paryskich, w snobistycznych barach Wielkich Bulwarów i Riwiery, w portowych spelunkach, w izbie robotnika i pokoiku pensjonarki. Jazz, patefon i radio — grają: tango argentyńskie. Gorące słońcem południowej Ameryki, zmysłowe, jak dżungla nocą, i upajające, jak hiszpańskie wino. Jest w nim podświadoma tęsknota starej Europy za Nowym Lądem. Tęsknota za miłością, odrodzoną przez bujną przyrodę”.  Była to trzecia fala tanga na ziemiach polskich. Pierwsza  polska fala tanga Pierwsza  polska fala tanga wezbrała tuż przed pierwszą wojną światową....

Święty Mikołaj przejęty

  Im jestem starsza, tym bardziej komplikuje mi się figura Mikołaja, kiedyś wyłącznie świętego. Myślę sobie, że trudno o postać bardziej tajemniczą, użyteczną i bezpardonowo użytkowaną niż święty Mikołaj, dziś po prostu Mikołaj – najczęściej człowiek na godziny, z wymiętą „umową o „dzieło” w kieszeni czerwonego kubraka albo tandetny gadżet, co to potrafi nawet w twerk. Jakieś sto lat temu Mikołaj, jeszcze święty, opiekował się końmi i inną zwierzyną domową. W wigilię swojego grudniowego święta kazał do… wilków. Tych realnych, które przejmowały władzę nad grudniowymi lasami, ale i tych symbolicznych. W nocy z 5 na 6 grudnia wymieniano na drzwiach końskich stajni wyblakłe wizerunki Świętego. Im bliżej Wschodu, tym bardziej wierzono w jego ochronne moce. Tu i ówdzie szeptano podobno, że tam gdzie Bóg nie może, święty Mikołaj dopomoże.  Piotr Stachiewicz, Grudzień. Źródło:https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/zbiory/203994 Wcześniej święty Mikołaj dyskretnie opiekował się pannami bez pos...

Poeta reklamy

Mam i ja – oliwę z twarzą Dantego. Moja pasja obserwowania różnego rodzaju literacko-reklamowych kłączy nie pozwoliła mi przejść obojętnie obok tej oliwy.  Mogę chyba powiedzieć, że od pewnego czasu Dante „za mną chodzi”, stoi przy moich alejkach zakupowych, jakby na mnie czekał. Jakiś czas temu podprowadził mnie do nietuzinkowej książki, niby kucharskiej, ale i o włoskiej kulturze. A może zwłaszcza o włoskiej kulturze? Po otwarciu tej książki unosi się wokół radość opowiadania o włoskich smakach, zapachach, teksturach, kolorach, a nawet dźwiękach. Jak dobrze się wsłuchać, to można usłyszeć muzykę, najbardziej soczystego florenckiego bluzgu, tarantelli, O sole mio czy melodię „Roma ach, Roma, ty się wcale tak nie sromaj!”. Wirują w tej książce, pod którą podprowadził mnie Dante, włoska historia, geografia, legendy, piękne mity literatury – Beatrycze!, popkultura, stereotypy włoskie i polskie, włoskie i polskie osobliwości lingwistyczne, warszawska codzienność z drugiej dekady XXI ...

Kiełbasa czy klej?

Wiem, wiem, dla większości osób nazwa „klej” wiąże się dziś z frazą „kopiuj i wklej”. I cóż, że sama czynność jest mocno podejrzana?  Dzisiejsi młodzi nie zaklejają swoich relacji osobistych w kopertach z naklejonym znaczkiem. W ogóle, kto jeszcze wysyła miłość, przyjaźń, przywiązanie w listach? Kto jeszcze myśli o „kleju” jako czymś, co może scalić, ocalić, zjednoczyć? Słownik slangu miejski.pl przekonuje, że właśnie… młodzi. Używają słowa kleić w znaczeniu „robić coś razem” (oprócz rozumieć, kminić, czaić bazę).*  Dla większości młodych jednak klej, klejenie, sklejanie nie brzmi zbyt dobrze. Wiem coś o tym, bo też tak miałam, też bardziej niż scalanie podobało mi się bycie częścią osobną. Outsiderka, outsider – to brzmiało dumnie. Podobnie jak dzisiaj: aktywista/stka, lider/ka… Poza wszystkim innym te nazwy: stylizują. A stylizacja – jak wiadomo – to  w pewnym wieku (a może zawsze?) rzecz najważniejsza! Ale, do kleju! Polszczyzna mówi, że można być przyklejonym albo odk...

Kultura chodzenia

  Jeszcze niedawno panowała u nas …kultura chodzenia. Wyrugowała ją z życia naszego powszedniego kultura jeżdżenia i „bycia wożonym". Nawet podróżników jak na lekarstwo. Zastąpili ich turyści, przemieszczający się po świecie coraz szybciej, ekonomiczniej, według listy „musisz zobaczyć”!  Z dawnej kultury chodzenia został tylko (?) zwrot „Będziesz chodzić ze mną?”, ostatnio kreatywnie włączony w marketing przez Lidla . Właśnie to Lidlowe przywołanie chodzenia zwróciło mnie ku myśleniu o umarłej kulturze chodzenia, i tej miejskiej, i tej wiejskiej. Idzie mi tu nie o chodzenie przygodne czy narzucone treningiem, ale chodzenie codzienne, wydeptujące własne ścieżki, uważniające i stopy, i to co pod nimi, i to co wokół. Psiarze wiedzą o czym mówię.  Wiedział o czym mówię  Kurt Vonnegut, kiedy napisał:  „ Kiedyś powiedziałem żonie, że idę kupić kopertę.   – Och – powiedziała – nie jesteś biednym człowiekiem. Więc, dlaczego nie wejdziesz do sieci i nie kupisz...

Merkucjo i inne przyjemności

Ostatnio atakuje mnie naming kulinarny. Parę dni temu zastawiło mi drogę Omdlenie Imama , a dzisiaj… Ciasto Merkucjo . Dla mnie Merkucjo to Szekspir, to Romeo i Julia . Nie da się ukryć, trochę staroświecka jestem, bo Szekspira lubię…  Szekspir i kulinaria Co więcej, myślę że Szekspir, choć przez niektórych postępowych uważany dziś za dziadersa, wciąż może inspirować... kulinarnie. Zwłaszcza gdy mowa o słodkich kulinariach, bo słodki stół Szekspir kochał podobno tak samo jak … soczyste opowieści i brawa. Zresztą, któż nie kochał cukru w czasach Szekspira? Cukru i piwa, i wina….  W Henryku IV pisał Szekspir:„Jeśli sack* i cukier są błędem, Boże, pomóż niegodziwym!”. Często myślę o tym zdaniu, gdy chce mi się słodkiej herbaty! I o Falstaffie myślę czasami (kto dziś pamięta o Falstaffie?), któremu nie bez przyczyny wymyślił Szekspir przezwisko: „Sack and Sugar Jack”. Szekspir używał jedzenia w swych sztukach  w roli realistycznego tła, narzędzia charakterystyki postaci, ja...

Bajecznie, tanecznie, sterylnie

  Republika wolnych obrazów? Uwolnione obrazy? Obrazy bez granic? Wirujące obrazy? Esej o immersji? – myślę o tytule, który pasowałby mi do tej wystawy.  Tak, zdecydowanie zabrakło mi w wystawie Immersive MONET & Friends odautorskiego tytułu i klasycznego, papierowego przewodnika! No i  zapachu! O ten zapach prosiły migdałowce Van Gogha. Ich kwiaty są  podobno takie aromatyczne! Znawcy mówią, że pachną miodem, z orzechowym podtekstem. Ciekawe jakby opisał je Van Gogh, Vincent Van Gogh, przechadzający się po sadach migdałowych niczym my między kwitnącymi jabłoniami czy wiśniami.  Immersive MONET & Friends O zapach prosiły też nenufary Moneta. Podobno wystarczy zapach jednej lilii wodnej, żeby poczuć go w najbliższym otoczeniu. Ale zapach - jak wiadomo - to aktor dość egoistyczny  i uparty, i trudno go precyzyjnie wpisać w scenariusz wirujących obrazów.  Ale jestem pewna, że na wystawę obrazów samego Moneta sprawię sobie Allure albo In Love Agai...

Żelazna reklama

  Dawniej to były reklamy… Żelazne! Eksploatowano je przez 50 lat z okładem. Świat wokół zmieniał swoje oblicze, upadały trony i fortuny, a reklamy pozostawały te same. Ich bohaterowie byli wciąż tak samo młodzi, obiecujący tak samo i prawie to samo. Weźmy za przykład tę osławioną reklamę prasową, rozpoczynającą się od słów „ Ja, Anna Csillag,  z mojemi 185 cm długiemi, olbrzymiemi włosami rusałki Loreley”  („Já Anna Csillagová”, „Én Csillag Anna”, „Ich, Csillag  Anna”)*.   Anna Csillag pod swoim autentycznym imieniem i mężowym nazwiskiem** reklamowała cudowną pomadę na porost włosów w całej monarchii austro-węgierskiej. Robiła to w językach: niemieckim, węgierskim, polskim, czeskim, słoweńskim i rosyjskim. Była wielkim galicyjskim tematem – żywą reklamą, sentymentem kilku pokoleń, pytaniem o status istnienia i o wiarygodność jej reklamowych manifestów, a z czasem także pytaniem o manipulacje w reklamie, zwanej dawniej często propagandą. Podobno sam Hitler,...

Każdy czas ma swoje wykrzykniki

Obudziła mnie wczoraj fraza: „Było ef-ef”. Już na trzeźwo pomyślałam, że skądś znam tę frazę. Po chwili wiedziałam: sprzedał mi ją Miron Białoszewski, podczas zeszłorocznych wakacji, przy oknie pokoju z pomarańczowymi zasłonami. Nawet zrobiłam sobie zdjęcie.   M. Białoszewski, Donosy z rzeczywistości. Poszperałam trochę i teraz już wiem, że trudno wyobrazić sobie życie obyczajowe dwudziestolecia międzywojennego bez ef-ef, które szybko i modnie oznajmiało, że coś albo ktoś są: pyszni, świetni, doskonali.  Można było mieć nóżki,  i figurę całą,  i sprawy domknięte, - wszystko ef-ef.  Każdy czas ma swoje wow! Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Życie jest zbyt krótkie żeby się (nie)ograniczać

Dzień to jednak scenarzysta, copwriter i poeta. Oto taki Czwartek zaprowadził mnie do banku, posadził w kolejce. Posadził mnie na takim miejscu, że na wprost moich oczu tańczyła reklama kredytu z wielkim sloganem: Życie jest zbyt krótkie aby się ograniczać!  Moja uwaga rozszczepiła się pomiędzy  myśleniem o (nie)ograniczaniu się a szukaniem puenty dla eleganckich pracowniczek banku halsujących pomiędzy bankowymi tam i siam. Na szybko stworzyłam nawet bankowe niby haiku: Jesień, południe, bank,  zapięte, na wysokich obcasach, płyną staccato,  - kapłanki finansów.  A potem, halsując po mieście trafiłam na koniec otwartego warsztatu psychologicznego. Jego kodą było losowanie „zdań do przemyślenia”. Wylosowałam pytanie: „Jak wyglądałoby Twoje życie, gdyby nie było żadnych ograniczeń, np. finansowych lub zdrowotnych lub innych”.  To nie mógł być przypadek. Czwartunio po raz drugi postanowił namówić mnie do myślenia o ograniczeniach, barierach, limitach.  N...

Napoleonka aka kremówka

Dziś w piekarni jakiś głos za mną zażądał „napoleonki”. Dziwne, ale ta popularna nazwa popularnego ciasta na sztuki dzisiaj dotarła do moich uszu z polityczno-historycznym pogłosem. Do tego stopnia, że objawił mi się obraz Napoleona, taki z czarno-białych podręczników historii. Obejrzałam się, po swoją „napoleonkę” przyszedł mężczyzna o twarzy… Napoleona, Napoleona Bonaparte. Ciekawe czy „napoleonka” ma coś wspólnego z Napoleonem? – przemknęło mi przez głowę. Czy ten mężczyzna przyszedł po ciastko jakich wiele czy po … napoleońskie.  Napoleońskie czy tylko francuskie? Absurdalne pytania? Już słyszę tę frazę, która podkreśla ich bezużyteczność: „Ciasto z kremem, to ciasto z kremem. Po co drążyć!”. A może jednak – myślało mi się nieustępliwie – istnieje dziedziczenie smaków? Być może nawet wbrew wszystkiemu i wszystkim? Być może istnieją jeszcze ludzie, którzy mają ochotę od poniedziałkowego jesiennego rana celebrować historyczne smaki? Może potrzeba im do życia ciut starej, dobrej, ...

Bulion namiętności

  Byłam na Bulionie i innych namiętnościach . Przyciągnął mnie plakat igrający sensami: bulion namiętności i bulion i inne namiętności . Zapowiadał kino, którym zawładnęło smakoszostwo i zmysłowość, a może i miłość…  Bulion i inne namiętności Marketingowcy próbując zaetykietować ten film piszą: romans w kostiumie, romans kulinarny, melodramat, poetyckie kino kulinarne, poetyckie slow cinema,  prequel powieści Marcela Rouffa,  Autorytety, autorytety, autorytety Idąc na Bulion namiętności zastanawiałam się czy to będzie to nowe czy stare kino. Za tym, że jednak stare, przemawiał... bulion w tytule. Bo prawdziwy bulion, ten niegdysiejszy ekstrakt szczęścia kulinarnego i pozakulinarnego (ach, ten burgundzki bulion na ból), nie cieszy się w dzisiejszych wege czasach popularnością. Kto dziś otwarcie pragnie alabrysu!*  Za tym, że może być to stare kino przemawiały też: osnowa literacka filmu (powieść La vie et la passion de Dodin-Bouffant, Gourmet , czyli Życie i pasj...

Biały wrzos na szczęście

Wrzosy mają w sobie „ten klimat”: moc lila-fioletowej palety (podobnie jak fiołki, bzy-lilaki, lawenda), szczyptę leśnej tajemnicy, wiele prawie jesiennego rozrzewnienia i konszachtów z prawie jesiennym słońcem na prawie jesiennym niebie, z mgłami, z rdzawymi paprociami, z wiecznie zielonymi sosnami. Poza tym mają wrzosy mocny kulturowy kontekst. Zdają się mówić: każdemu dajemy, co lubi, w zależności od potrzeb, doświadczeń, wiedzy. Wrzosy sugerują, odsyłają, przypominają, opowiadają. Opowiadają o starych wróżbach wróżących z wrzosu (Kiedy sierpień wrzos rozwija, jesień krótka, szybko mija.), o dawnych znachorach i znachorkach (co przy okazji i krowy leczyli), o barwierzach, co z wrzosowych fioletów żółć pozyskiwali, o dwudziestowiecznych wojnach, które wkraczały do Polski na dobre w czas kwitnięcia wrzosów („Wrzosy, wrzosy, lila mgła, gdzieś we wrzosach chłopak padł”.), o Rodziewiczównie – mimowolnej propagatorce wrzosów w dwudziestoleciu międzwojennym, o poetach, których wrzosy – fio...

Czas wrzosów

Mimozami jesień się zaczyna – śpiewał Czesław Niemen, za Tuwimem . Śpiewał obłędnie i błędnie, bo jesienne kwiaty to …astry i wrzosy. Jesień w Polsce po prostu pełźnie wrzosem.  O wrzosach można różnie: onirycznie, lirycznie, dramatycznie, tragicznie, na zielarską nutę… Ba nawet na pijacką Na polu fioletowy wrzos I takiego koloru jest mój nos bo kiedyś popełniłem błąd Wąchałem wrzosy, więc to stąd! Można też z psiej perspektywy , co pokazał Gałczyński w Śnie psa : Ach! chwile niebotyczne. Och! piękny świecie mój. Na wzgórku stoi lasek, a w lasku pachnie wrzos, ten lasek też z kiełbasek, i widzę, wrzos to sos, więc cały lasek wcinam, rozlewam wrzos do waz.   Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku.   

Pełźnie jesień

Pełźnie jesień wrzosem  Dni coraz krótsze, niskie słońce nad fioletowymi polanami. - Pełźnie jesień wrzosem. Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Preludium jesieni

Minęłam wczoraj kobietę z maleńką dynią. Przytulała ją do piersi, wystukując na niej palcami sobie znaną tylko melodię. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak… Śródmieście, sierpień, ona, przytula do piersi maleńką dynię. - Jesień za horyzontem… Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku. 

Telinum albo zapach rzymskiej potęgi

Ogórki spęczniały i pożółkły. Nie cieszą już pierwszym zielonym smakiem. W mediach sport i polityka, na przemian albo splecione ze sobą. Szukając czegoś zajmującego, udało mi się trafić na kamyczek do mozaiki: Romans historii i marketingu . Bo oto media rozpisują się o zapachu Juliusza Cezara. Niczym gazeciarze w przedwojennej Warszawie wołają: zapach mocy, zapach imperatora, zapach cezara!  Już słyszę jak prześmiewcy komentują ze złośliwym błyskiem w oku: „Pełnokrwisty!”, „ Z nutą dźgnięcia nożem i podboju!”, „A Ty, Brutalu?”, „Pachnie zdradą!”.  Ale jak to mówią "Psy szczekają, karawana jedzie dalej” i tylko patrzeć jak rychłą jesienią, gdy produkt stanie na półkach, rozlegną się nawoływania: Pachnij jak Juliusz Cezar!, Testuj perfumy Juliusza Cezara! Głównie po włosku, francusku i turecku będą wołać, ale z pewnością nie tylko, nie tylko.  O perfumie per fumum Cała ta historia z zapachem Juliusza Cezara to jeszcze jedna próba połączenia wykreowanego zapachu z mitologią...

Dog show czy coś więcej

  W ogrodach i na straganach ogórki, a w internecie ogniste spory o …język.  Właściwie to spory o prawo do zrównania w polszczyźnie ludzi i zwierząt, choć na razie tylko w niektórych sprawach i tylko niektórych zwierząt.  Oto bowiem jak bies, wyskoczył w lipcowej rozmowie z profesorem Bralczykiem …pies. Pies jeszcze niepogrzebany, ale już nieżywy. Pojawiło się pytanie, niby niewinne a prowokacyjne: umarł czy zdechł? Szacowny profesor oświadczył bez wahania, że pies to pies i …zdycha.    No i zaczął się atak dziennikarzy, lingwistów, ekologów, zootanatologów, zoofilologów, psofilów, itd na … na brak psurówności (w wersji light – psubraterstwa, psuempatii, itd…).  A co w takim razie z grą opozycji człowiek-pies w polszczyźnie i z wszystkimi psizmami: pieski świat, pieski los, pieska pogoda, pogoda pod zdechłym Azorkiem, psie pieniądze, wyszczekany jak pies, psy wieszać, łże jak pies, kłamliwa suka, zdycha jak pies, no i zdechł pies, nie przyszedł pies z kulaw...

Jedyna

Do mojego miasta zjechała Stryjeńska. Zofia Stryjeńska. Przywitałam się z jej hożymi dziewojami i młodzieńcami. Wciąż cudownie celebrują wzajemne zauroczenie, wigor, taneczny temperament w najróżniejszych sytuacjach i odmianach. Przywitałam się też z Czepcem z Wesela Wyspiańskiego i z zacnym panteonem bóstw słowiańskich. Ach ta Dzidzilela (Dzidzilia, Dziedzilja?)! Ni to Wenus, ni to Hera. A może tylko bogini wiosny?* Przywitałam się z Czepcem z Wesela Ach ta Dzidzilela (Dzidzilia, Dziedzilja?)! Ni to Wenus, ni to Hera. A może tylko bogini wiosny? Pomyślałam: ot Stryjeńska znowu jest w społecznym„obiegu”, muzealnym co prawda, ale zawsze. Nie do końca wiadomo czy jest obecna z powodów artystyczno-estetycznych (myślę, że wątpię) czy raczej z powodu legendy, jaką spowita jest jej biografia, podbita niedawnymi wydawnictwami, filmem czy monodramem Stryjeńskiej-Doroty Landowskiej Stryjeńska. Let's dance Zofia**.   Biografia Stryjeńskiej jak ulał pasuje do dzisiejszych feministycznych i ta...

Bzik bez licencji

Roztulipanił się, rozbził, rozkasztanił, kwiecień AD 2024. Gdzie ma licencję? - pyta zmieszany maj. Bzik kwietniowy    Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku.