Przejdź do głównej zawartości

Żelazna reklama

 

Dawniej to były reklamy… Żelazne! Eksploatowano je przez 50 lat z okładem. Świat wokół zmieniał swoje oblicze, upadały trony i fortuny, a reklamy pozostawały te same. Ich bohaterowie byli wciąż tak samo młodzi, obiecujący tak samo i prawie to samo. Weźmy za przykład tę osławioną reklamę prasową, rozpoczynającą się od słów „Ja, Anna Csillag,  z mojemi 185 cm długiemi, olbrzymiemi włosami rusałki Loreley” („Já Anna Csillagová”, „Én Csillag Anna”, „Ich, Csillag  Anna”)*.  


Anna Csillag pod swoim autentycznym imieniem i mężowym nazwiskiem** reklamowała cudowną pomadę na porost włosów w całej monarchii austro-węgierskiej. Robiła to w językach: niemieckim, węgierskim, polskim, czeskim, słoweńskim i rosyjskim. Była wielkim galicyjskim tematem – żywą reklamą, sentymentem kilku pokoleń, pytaniem o status istnienia i o wiarygodność jej reklamowych manifestów, a z czasem także pytaniem o manipulacje w reklamie, zwanej dawniej często propagandą. Podobno sam Hitler, mając w pamięci historię reklamy Anny Csillag, zadawał sobie i innym pytanie o granice i moc propagandy. Inna rzecz, że nie wiadomo czy to prawda czy tylko ozdobna anegdota. 

Anna Csillag pokazywała się w prasie zawsze w tej samej pozie, w tym samym kostiumie, z tymi samymi atrybutami – uniesioną niczym czarodziejska różdżka gałązką kwiatów i z kaskadą czarnych włosów otulających jej szyję, plecy, pośladki, nogi i miękko spływających na ziemię. Podświadomie ta kobiecość otulona włosami musiała przywoływać obrazy: apokryficznej Lilith, biblijnej Ewy, mitycznych Afrodyt i Wenus, słowiańskich rusałek, germańskich sylfid, a zwłaszcza Loreley ( i cóż, że Loreley była blondynką?), a pewnie nawet baśniowej Roszpunki. 

Taka trochę mieszczańska (szczelnie zapięta od szyi po stópkę), trochę mityczna i literacka Anna Csillag zaświadczała o cudownym działaniu pomady na porost włosów. Nie zapominała nadmienić, że jej recepturę wypłakała i obmodliła. 

Status wycierpianej i wymodlonej nadawał jej specyfikowi  ponadludzką moc, nieomal sakralną. Była więc ta pomada nie tylko cudowna, ale i „uświęcona”. Właściwie to nie była pomada, ale wszechpomada: na przyrost włosów bez względu na płeć, męskich bród i wąsów, przeciw siwiźnie, przeciw łupieżowi, a z czasem – przeciw wszystkim chorobom włosów.  

Galicyjska apostołka włochatości – pisał o Annie Csillag Bruno Schulz, „bogini uwłowsienia” – wtórował mu Józef Wittlin, „wędrująca heroina” i „gazetowa święta” – mówiła Małgorzata Kitowska-Łysiak. Jedna z pierwszych kobiet-biznesu – napisał o niej niedawno Jakub Mikanowski w Żegnaj Europo Wschodnia. Niektórzy mówią na mieście, że z tą kobieta biznesu to przesada, bo głową całego przedsięwzięcia był jej brat Bernard Altstaetter, który postanowił na jej urodzie i „błyszczącym nazwisku” zbudować pomadowe imperium finansowe. Zaczynał w latach 70. XIX wieku (dokładnie w  1875 roku) i budował swoje imperium nieprzerwanie aż do śmierci w 1926. Choć sama firma, bez Anny Csillag (zm. w 1940) ze zmiennym szczęściem trwała do lat osiemdziesiątych.  

Ja, Anna Csillag, z długiemi włosami,

Zawsze ta sama, słodko uśmiechnięta,

Od lat trzydziestu – pomiędzy szpaltami

Stoję w gazetach twoich niby święta.

Jak lilję trzymam gałązkę z gwiazdami,

Czas mej anielskiej urody nie zmienia:

Puszysty włosów rozpuszczony dywan

Szumną kaskadą do stóp moich spływa,

Do bosych stóp bogini uwłosienia.

Józef Wittlin, À la recherche du temps perdu


*Zdjęcie i artykuł o Annie Csillag po raz pierwszy ukazały się na łamach lipskiego "Illustrirte Zeitung" w 1883 roku.

* *Pyszne jest to, że csillag to węgierskie słowo oznaczające „gwiazdę” i pochodzi od csillog „blask”.


Blogowanie to gra zespołowa. 

* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.

***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi, ...

Wokół biznesu w purpurze

  Od paru dni wraca do mnie myśl o purpurze: w brandingu, w marketingu, w reklamie. Jak zwykle, jest to myśl sprowokowana, tym razem pewnym przelotnym spotkaniem z firmą, która postawiła na „purpurową identyfikację”. Jak dla mnie jest to super pomysł, bo im jestem starsza tym bardziej uwodzi mnie purpura. (Może do tego koloru po prostu się dojrzewa?)  Na mieście jednak mówią, że z purpurą jest tak, że albo kochasz, albo nienawidzisz.  Myślę, że jest tak dlatego, że purpura to kolor łączący ekstrema: energię czerwieni i spokój niebieskości.  Źródło : https://pl.pinterest.com/pin/1407443629298597/ Purpura pulsuje, wibruje odcieniami. Nie bez kozery mówi się: „Purpura jest wszystkim, tylko nie zwykłym kolorem”.  Purpura opalizuje przy patrzeniu i w emocjonalnym oddziaływaniu: przyciąga i dystansuje, rozgrzewa i uspokaja, cieszy i smuci. Przystoi dumie i radości, i pokorze, i pokucie, i żałobie. Czy widział ktoś coś bardziej żałobnego niż purpurowe bratki? Nie jest ...

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zews...