Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2018

Parę niezłych myśli o blogowaniu

Żyjemy w czasach cytatów. Cudze słowa inspirują, motywują, służą za argumenty w dowodach i przekonywaniu innych. Bywają ozdobnikami. Słowa „pożyczone” od innych kochają social media – nawet Insta, na którym wymyślono nie tylko #foodporn, ale i  # bookporn, i #wordporn. O #quotes wszelkiej maści nie ma nawet co wspominać. Bez nich nie istniałoby wiele profili.  A że czasami cytaty  maskują brak własnych  myśli,  to już….zupełnie  inna sprawa.  A zresztą, czy do własnych myśli, do nowatorstwa choćby pierwszego stopnia nie dochodzi się tak naprawdę przez cudze myśli? Nie tak dawno od kogoś bardzo ważnego  i  o pokaźnym dorobku artystycznym usłyszałam półżartem półserio, że ludzie utalentowani „ pożyczają” od innych, a geniusze po prostu „kradną”. Może w ogóle oryginalność i nowatorstwo  bez innych są po prostu niemożliwe? Ja na przykład chętnie podczytuję sobie innych, dla sportu i  po to żeby zestawić z nimi swoje doświadczenia.  No i czasami używam ich myśli jako…drogowskazów. A

Blurb, blurb, blurb

No i mamy kolejne modne słowo – blurb. Wymyślone w 1907 roku przez amerykańskiego poetę i krytyka sztuki Geletta Burgessa, ostatnio, z impetem kuli śnieżnej, zdobywa coraz większe zasięgi. Głównie wśród nowo ochrzczonych speców od marketingu książki. Ci odrobinę starsi i wydawcy oraz doświadczeni autorzy, znają to słowo od dawna. A na pewno znają jego znaczeniowe zamienniki, jak: testimonial, rekomendacja, entuzjastyczna  polecajka, dupka (albo plecki), druga rybka albo druga przynęta.  Albo…reklamiarskie parateksty, Blurb w chmurze słów Czym jest blurb? Blurb to nic innego jak tekst promocyjno-marketingowy umieszczony na skrzydełku lub czwartej stronie okładki książki, płyty, filmu. Z natury blurb jest istotą  skrzydlatą i zdolną do pączkowania, stąd też może pojawiać się w folderach wydawniczych, w prasie oraz w Internecie.  Blurb może być „zszyty” albo napisany ekstra.  Jeśli jest „zszyty”, to najczęściej z cytatów recenzji wydawniczych.  A napisany ekstra może być: 

#bookporn, czyli książki inaczej

Byłam wczoraj na Wyspie Insta. Leży ona w Zatoce Relacji i jest naprawdę nieźle skomunikowana z sąsiednimi wyspami: Facebookiem,  Pinterestem, Blogosferą i Twitterem. Generalnie, ludzie porozumiewają się tutaj przy pomocy hasztagów (ci bardziej snobistyczni mówią, że są to hashtagi)  i  fotografii – z założenia wystylizowanych. I na tej wyspie Insta wymyślili  #wordporn oraz  #bookporn. Wcześniej wymyślili #foodporn. #foodporn według Google #bookporn według Googles #bookporn według Insta #bookporn według Pinteresta Mam podejrzenie, że tak naprawdę #wordporn i  #bookporn wymyśliły One, bo na Wypie Insta zdecydowanie dominują dziewczyny i kobiety.  Czym jest # bookporn #wordporn i  #bookporn to nic innego, jak  „prowokowanie”  przyjemności oglądania, w pierwszym przypadku słów, a w drugim – książek.  W tym drugim przypadku  przez specjalny sposób prezentowania książek, przez  organizowanie ich  „występów": w odpowiednim tle, oświetleniu (ach, to świat

Girls Power to jest to

No i jest indeks hasztagów  związanych z  frazą „women power”. Przygotowała go firma  Beauty Menagement, zarządzana przez Joannę Stopyrę, która od lat obserwuje rynek kumunikacji  z kobietami. Women Power Index   jest pomyślany jako źródło  informacji i inspiracji dla wszystkich ciekawych, co piszczy w świecie kobiet aktywnych zawodowo, społecznie i … medialnie.  Dokładniej,  dla ciekawych, co szepcze, mówi i krzyczy  pod hasztagiem #womenpower  używanym w  social mediach przez Polki.  Hasztag ten, jak wiadomo, związany jest z  nurtem Women`s empowerment* .  Nurtem jednak dość kiepsko u nas zakorzenionym, przynajmniej nomenklaturowo. Co zresztą  Women Power Index  pokazuje – wskazując na niepopularność  #empowerwomen. Co odsłania Women Power Index ? Women Power Index odkrywa wszystkim zainteresowanym operacjami  na prokobiecych hasztagach,  a zatem copywriterom i marketingowcom również,  parę rzeczy: – po pierwsze to, że głównym miejscem   dla #womenpower jest Insta, bo kobiet

Instagram - tłusty czwartek - poezja

Ostatnio trochę żyję wśród hasztagów –  na Wyspie Insta.  No i  odkryłam... poezję Insta. Dałam jej nazwę –  instezja (od Instagram + poezja).  Jednym z podgatunków instanezji są  hasztyki/ hashtyki, czyli  hasztagowe  wierszyk, w tym – gastrohasztyki. Tłustoczwartkowe hasztyki    Tłusty czwartek  AD 2018 #tłustyczwartek #faworki #coffee #oponkiserowe #tłusty #czwartek #dietaodjutra  #delicious #love #tlustyczwartek #chrust #deepfry #czwartek #tłusty #good #chrusty Albo #tłustyczwartek #faworki #oponkiserowe #tłusty #czwartek #dietaodjutra  #kreplelove #tlustyczwartek #pączki #czasrozpusty #czwartek #tłusty #dobre  #chrusty Albo tłustyczwartek #faworki #coffe #pączki #tlustyczwartek #dietaodjutra  #pączki #tłusty #czwartek  #deepfry #pączki #czwartek #tłusty #pączking Albo #tłustyczwartek #polishfood #gastroart #chrust #czwartektlusty #deepfried  #chrust #tłusty #czwartek #homemade #chrust #czwartek #tłusty  #icingsugar #chrust #chrust #jak #zwal #tak

Rymy w promocji i reklamie

Copywriting ma w swej historii (i teraźniejszości!) całkiem pokaźny dorobek oparty na rymach. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat w promocji i marketingu  (i to nie tylko produktów adresowanych do dzieciarni), to musi w nich być  to coś, o co  chodzi w komunikacji z innymi – siła przyciągania, zatrzymywania, przywierania (przylepność, ach przylepność) i … rozbawiania. Rymy w promocji i reklamie Całkiem niedawno odkryłam, że  rymy  były i są stosowane nie tylko w   przypadku produktów i usług z natury rymorodnych – jak napoje wyskokowe  (ach te szampany i krupniki Szustowa, a nawet wina krajowe * i piwa**) albo lody ***  czy czekolada, albo rozrywki wszelakie. Niedawno odkryłam, że  rymy stosowano w latach 30. ubiegłego wieku  (bodaj złotych latach rymowanego copywritingu) nawet do promocji gazu, Wystarczy zajrzeć do tomiku Gaz to skarb (1931), żeby trafić na takie perełki, niesygnowane rzecz jasna żadnym nazwiskiem, w końcu

Top 10 stycznia

No i przeminął. Zimny jak metal.  Ciągle  stojący  na progu starego i nowego. Nieobliczalny. Po prostu – styczeń.   I zostawił parę nazewniczych osobliwości. A wśród nich taką moją Top 10. Facegeddon –  nazwa dla  „trzęsienia ziemi” wśród tych,  którzy zbudowali swój biznes z na ziemi Marka Zuckerberga. Ostatnio wstrząsa nią  zmiana algorytmów, włączanie coraz to nowych funkcjonalności i przycinanie zasięgów tym, co chcieliby uprawiać biznes wożąc się  FW (Facebookowym Wehikułem)  na gapę lub za grosze.  Chcesz być nadal widoczny – mówią FK ( Facebookowi Kontrolerzy) –  płać.  Czy to koniec romantycznej idei mediów społecznościowych? Najwyższy grób świata –   metaforyczna nazwa  dla  Nanga Parbet, góry odsłoniętej i  zmediatyzowanej przez tragedię  himalaistów – śmierć Tomasza Mackiewicza  i dramatyczną akcję ratunkową towarzyszki jego ostatniej wyprawy  – Elli Revol. Femvertising  –  nienowa, ale nadzwyczaj aktualna nazwa dla  specjalnej komunikacji  kierowanej do kobiet, pos