Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2017

No to Frugo!

Dość niepostrzeżenie blog staje się dla mnie także miejscem notatek: o ciekawych praktykach, postach, książkach. Rzecz jasna tych na temat: słowa i treści w biznesie. Staram się trzymać mój niszowy fason! I dziś notuję, że dzięki – wirtualnej.pl – odkryłam… książkę Elisabeth Dunn – Prywatyzując Polskę . Rzecz to o prywatyzacji i amerykanizacji rzeszowskiej fabryki „Alima”, znanej szerzej jako „Gerber”. W tym o amerykanizacji reklamy i marketingu, rzecz jasna. Najlepszy świadectwem tego ostatniego miałby być kultowy slogan: „No to Frugo!” (1996)* – zrywający z peerelowską siermiężnością, bezbarwnością i przede wszystkim jej mentalnym zapleczem: myśleniem starych… Czyż nie mówiono nawet o „pokoleniu Frugo”?**Naprawdę nabrałam ochoty na tę lekturę! Zwłaszcza, kiedy wyczytałam, że można w książce Elisabeth Dunn znaleźć ideologiczne tło dla sloganu „No to Frugo!”. Że to rodzaj hasła z wielkim przekształceniowo-rynkowym podtekstem, z programowym wykluczaniem starego, czyli peerelowskig

Cała prawda, post-prawda i niby prawda

Post-prawda nie została polskim słowem roku . Jednak przez polskich specjalistów w zakresie PR-u czy sztuki budowania marki, zwłaszcza tej osobistej, przyzwolenie na post-prawdę jest uważane za największą porażkę 2016 roku. Dowody możecie znaleźć choćby tutaj . Ale przecież nie tylko o post-prawdzie (bańkach czy kokonach emocjonalno-przekonaniowych, które statystycznie bardziej wolimy od „obiektywnych danych”) jest głośno na przełomie 2016 i 2017 roku. Ale i o innych treściach rzeczywisto- fikcjonalnych albo fikcjonalno-rzeczywistych. Jak na przykład o fake news. Nie sposób o nich nie myśleć, gdy jest się ciekawym nowości i gdy codziennym rytuałem jest „skanowanie” starych i nowych mediów, choćby tych społecznościowych, choćby tylko Facebooka i Twittera Fake news Fake news to fałszywe informacje, pseudo-wiadomości. Niekiedy nazywane barwnie „alternatywnymi informacjami” albo skojarzeniowo # pizzagate. Fake news to krewne i powinowate manipulacji i wkrętek – amatorskich i profesj

Kubuś Puchatek i sztuka mówienia

Ach te dziecięce lektury, z zaprojektowanym podwójnym odbiorcą: dziecięcym i dorosłym. Taki podwójnie zaprojektowany jest między innymi Kubuś Puchatek Alana A. Milne`a. I pomyśleć, że gdyby Kubuś był człowiekiem, byłby dzisiaj seniorem +90.  I dziś właśnie świętowałby swoje międzynarodowe święto – Dzień Kubusia Puchatka. Ale Kubuś Puchatek jest na szczęście tylko postacią literacką. Uwolnioną od reguły starzenia się, tetryczenia, oddalania się od problemów dzisiejszości wprost do przyrostu lat. Co więcej, roi mi się, że to Kubuś Puchatek, ten staruszek zrodzony w szalonych latach 20. ubiegłego stulecia, może dziś wraz ze swoją ferajną uczyć niejednego. Paradoks polega na tym, że przede wszystkim może nas – dzieci e-komunikacji – uczyć podstaw komunikacji: wyrażania siebie, słuchania i akceptowania innych, budowania relacji… Nawet czystego technicznego sprawdzania komunikacyjnych łączy. Pamiętacie taki fragmencik: – Puchatku? – Tak, Prosiaczku? – Nic, chciałem się tylko upewni

Słowa na czasie

Lubię obserwować słowa … na czasie. Słowa roku, kwartału, miesiąca. „Słowa na czasie” – wyodrębniane przez specjalne zespoły językoznawcze i/lub medialne – mówią o tym, co organizuje społeczne i polityczne życie. Są one w sposób szczególny związane z zaistniałymi: wydarzeniami (a czasami rzeczami), zbiorowymi emocjami albo praktykami, albo zjawiskami. Jak słowo „post-prawda” (ang. „post-truth"), uznane przez redakcję „Oxford Dictionaries” za słowo 2016 roku. Post-prawda i inne Post-prawda (postfaktyczna poprawda) to słowo używane na określenie przewagi emocji i osobistych przekonań w budowaniu zaufania (i wszystkiego, co zaufanie może zdziałać) nad faktami. Słowo to nie pojawiło się dzisiaj i nie zniknie ani jutro, ani pojutrze. Ani ze słownika, ani z naszego życia. Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że coś, co dziś nazywa się post-prawdą, głównie w kontekście politycznym, jest od dawna znane na przykład świecie biznesowych mediacji, marketingu, copywritingu. Ba, nawet promowan

Płeć ma znaczenie

Mogłoby się wydawać, że przy marketingu kulinarnym nie trzeba zbytnio przejmować się targetem. Że każdy klient wybierze jedzenie: smaczne, zdrowe i… ładne. Tymczasem profesjonalne badania pokazują, że statystycznie – poza gustami wywiedzionymi z domu i z miejsca (w obu przypadkach trochę do powiedzenia mają stereotypy) – na wybory kulinarne wpływa….płeć. 4 fakty, o których dobrze pamiętać w marketingu kulinarnym Kobiety jedzą emocjonalnie   Statystycznie kobiety o wiele częściej jedzą emocjonalnie niż mężczyźni. Przez jedzenie często nagradzają się, poprawiają sobie nastrój, podbijają poczucie komfortu, redukują napięcie. Widać to było choćby u… Elki z Singielki . A tak na serio od lat mówią o tym psychologowie i dietetycy. Piszą różne „kulinarne bziki”. I nieważne czy  chodzą w szpilkach,  balerinach,  czy tenisówkach jak na przykład Amy Thomas: „Do dziś dnia babeczka potrafi przywrócić mi wiarę w to, że wszystko się jakoś ułoży” albo „Pomijam już fakt, że ledwo mieściła

Wulgaryzmy w promocji i reklamie

Wulgaryzmy są coraz bardziej widoczne. W przestrzeniach prywatnych i publicznych. Płyną gładko z nurtem Facebooka. Bez nieśmiałości wyskakują z kobiecych i męskich ust  i... turlają się w środkach masowej komunikacji. Słychać je zarówno w pociągach i tramwajach, jak i wydostają się z  takich lub innych telewizji. Jeden wulgaryzm wystarczy? Już dawno temu pewna moja znajoma podzieliła się spostrzeżeniem, że obserwując niektórych młodych w rozmowie można by pomyśleć, że do efektywnej komunikacji wystarczy im tylko jeden odpowiednio dobrany wulgaryzm i odpowiednio wypowiadany. Można go użyć do wyrażenia namiętności, podniecenia, zachwytu, znudzenia, zdegustowania, totalnej krytyki. Wystarczy tylko zróżnicowanie wypowiedzenia.  Kiedyś  identyczne funkcje pełniły „och"! Albo „ach"! Jednym odpowiednio dobranym wulgarnym słowem można nawet „wypowiedzieć” całą instrukcję wykonania tego lub owego, na przykład prostego dania kulinarnego. Hot czy blamaż? I jak się przyjrzeć sp

Wieczysta gwarancja sukcesu

Od dawna obserwuję pewien blog. Widać w nim autorską staranność i w treści, i w formie. Widać też mrówczą pracę poświadczaną intensywnością publikowania. Także na Facebooku, Twitterze, Pintereście. Pracę mrówczą albo desperacką – jak kto woli… Brakuje temu blogowi tylko jednego – nuty wyjątkowości. I jest to pewien paradoks, bo  można tu trafić na osobiste (i z tego powodu już wyjątkowe!) tematy czy fotografie. Zdjęcia nawet całkiem naturalne: bez specjalnych scenografii, ekstra makijażów czy kostiumów. Co prawda może nie na planie głównym, ale w tle jest takich zdjęć całkiem sporo. I może właśnie tu jest pies pogrzebany? W tym nieumotywowanym pomieszaniu treści osobistych z poradnikowymi. Ba! z multiporadnikowymi. Bo właściwie nie ma tematu czy problemu, związanego z blogowaniem i nieblogowaniem (zdrowe życie, DIY), którego by nie próbowała ugryźć autorka.  Czego tu nie ma: wpisy o blogerskich motywacjach i blogowym dizajnie, wykonywaniu i obróbce zdjęć na bloga, blogowym copywri