No i nastał czas ogórków. Ucichła wyborcza wojna na słowa, taka pokazowo polsko-polska. Przyczaiło się pod kwiatami rozkwitających hortensji pandemiczne gadanie. No i w wielkich, średnich i małych wytwórniach klikbajtów pojawiło się kluczowe pytanie: czym by tu rozpalić lipcowe emocje! Najlepiej te konfrontujące totalnie… młodych ze starymi, bezdzietnych z dzieciatymi, wyzwolonych z konserwatywnymi, wieś z miastem. Tak ogniście, memogennie, hasłorodnie! No i odpalono….opalanie topless. Temat stary jak świat (albo jak BB), ale - jak się okazuje - wciąż niezawodny w dzieleniu i mobilizacji do walki na słowa. Przynajmniej u nas, bo podobno w ojczyźnie BB, gdzie problem dawno przerobiono, uznano, że opalanie topless jest mocno niemodne, a poza tym niezdrowe. Niby naturalne, a …jednak niezdrowe. Z jednej strony ustawili się więc fani topless krzyczący: Free The Nipple! Wolne sutki! Nagie plaże są najlepsze! Jak nie chcesz oglądać, to nie pacz! Polaku, nie przerabiaj igieł w widły! A z
copywriting, content marketing, pisanie kreatywne