Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2019

Silversi

Nasz język rośnie jak na drożdżach. Pączkuje. Każda orientacja polityczna, płciowa, wiekowa, ekonomiczna, itd… chce dorzucić swoje „trzy grosze” do naszego ogólnego słownika. Marketing, jego syn Copy i ich media własne, zawłaszczone i kupione (reklamy, artykuły sponsorowane) też mają swój udział w codziennej walce o ważne, mniej ważne i zupełnie nieważne słowa. No i jeszcze nie należy zapominać o SEO, wielkim słownikarzu, podpiętym do Google. Eufemizmy nie pytają, eufemizmy otulają Nic więc dziwnego, że niektóre słowa obrastają w wiele podobnych czy równoznacznych znaczeniowo, nieomylnie wskazując na wzmożone zainteresowanie tym, co oznaczają. Inne z tych samych powodów – to jest wzmożone zainteresowanie czymś –  się rodzą i robią zawrotną karierę. Albo też stają się popularne, bo są bardzo poręczne i na przykład... cudownie eufemistyczne. Jak na przykład słowo „silvers/silversi”, które wypiera „50+”, nie mówiąc o takich określeniach, jak: seniorzy czy emeryci. Jest to wyśmien

Pułapki w sztuce nazywania

Niedawno pewna gazeta donosiła: „Belgia ma nową premierkę. Pierwszą w historii kobietę na tym stanowisku”. Wszystkim związanym z przemysłem rozrywkowym i marketingiem ten tytuł „nie gra”. Bo nie może grać. Bo prapremiera, premiera, premierka mają swoje stare znaczenia. Dobrze utrwalone. A tak na marginesie istnieją jeszcze takie powiązane z premierą słowa jak: premiera prasowa, telepremiera, przedpremiera, a nawet kontrpremiera. Od zawsze rzec można*, premierka była pogardliwym określeniem premiery – pierwszego przedstawienia utworu lub towaru.  A samo słowo  premiera wywodzi się od francuskiego wyrażenia première représentation – „pierwsze przedstawienie”. Premiera Tytuł  przytoczony na wstępie posta, napisany prawdopodobnie z intencją  poskromienia męskiej końcówki w  roli odgrywanej  przez  kobietę, wybrzmiewa co najmniej niezręcznie. Miało być równościowo i modnie, a wyszło…niezręcznie albo kabaretowo. Tytuł z belgijską premierką, o którym mowa aż prosi się o prześmie

Krakowska panna, gdańskie trzewiki, toruńskie pierniki

Zaczyna się czas pierników. Jak mówi przysłowie: Święta Katarzyna wypiek rozpoczyna. Pewnie niektórzy z was zapytają, a co ma czas pierników do … copywritingu. O content marketingu czy kreatywnym pisaniu nie wspomnę. Pierny chleb leczniczy Tymczasem historia piernika składnie splata się z historią reklamy. Choćby z historią rymowanych haseł-zachwalanek, jak na przykład to: Piernik to jest cud przyrody, żołądkowe leczy wrzody. To chyba jedna z najbardziej znanych piernikowych rymowanek-zachwalanek*, a pochodzi z czasów, gdy pierniki były jeszcze pod opieką domowych panien aptecznych (podobnie jak wódeczka!). Można też przytoczyć mnóstwo przykładów piernikowego copywritingu, w którym odwoływano się do autorytetu, jak na przykład ten fragment druku reklamowego z 1928 roku: Wyroby firmy Gustawa Weese, największej i najstarszej fabryki pierników w Toruniu, uznane zostały przez świat lekarski jako nadzwyczajne pieczywo, ponieważ działają nie tylko podniecająco na apetyt, lecz poma

Trucizny

Nie da się ukryć, że żyjemy w czasach gdy słów używa się jako broni rażącej. I nie da się jasno i wyraziście określić jakie słowa i w jakiej dawce ranią, a nawet zabijają*. Czasami wystarczy tylko bardzo subiektywne odczucie trucizny, aby czuć się zatrutym. Chciałoby się powiedzieć: Każdy ma swoją dawkę trucizny! I odtrutki, i odtrutki… Tłumaczyzm Trucizną może być żart, krytyka i mansplaining, womansplaining/girlsplaining, adultsplaining i każdy inny „tłumaczyzm” uprzywilejowanego „tłumacza” wobec „poddanych”. Każde tłumaczenie**: aroganckie, nonszalanckie, pogardliwe. Każde tłumaczenie, gdy autor lub autorka są wyjątkowo pewni swojego zdania przy równoczesnym braku kompetencji i komunikacyjnej wrażliwości i/lub techniki. Kiedyś nazywano to butą. A o butnych „tłumaczach” mówiono : arogancki dupek. Zaraz, zaraz..., a jak mówiono o butnych tłumaczkach? Zuchwała? Apodyktyczna? W każdy razie – ze względu na rzadkość zjawiska (publiczna buta kobiet nie jest jednak tak stara jak świa

Adrian kocha wszystkie kobiety

Adrian kocha wszystkie kobiety. Taki jest Adrian… Kocha kobiety. Wszystkie kobiety. I chyba nie kłamie, bo od lat ubiera ich nogi: chroni, eksponuje, stylizuje, fetyszyzuje. Bez względu na wiek, wagę, stopień sprawności, a nawet uzależnienia i orientację seksualną. W ogóle Adrian lubi angażować się społecznie, a od czasu do czasu nawet politycznie. No może niebezpośrednio, ale jednak…. Jednak podstawowy problem Adriana – tak przynajmniej mówią na mieście – polega na tym, że nie potrafi przestać …handlować. I nawet wówczas gdy serio tonem mówi o naprawdę serio problemach, ostentacyjne demonstruje swoje produkty. Niestosownie do kontekstu i nachalnie aż do bólu, obrzydliwie zmysłowo – mówią na mieście. Adrian po prostu nie ma dobrego smaku! – krzyczą. A może Adrian nie lubi być smaczny? Może po prostu wierzy w wizerunkową i marketingową siłę tarcia jaka powstaje w jego „publicznych występach”, siłę tarcia pomiędzy obrazem, dołączonym do niego sloganem i ich społecznym ko