Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2021

Opowieść z rozłogami

Jest sobota, a zatem pora na felieton weekendowy. W ten weekend nie będzie jednak felietonu, a recenzja. Będzie recenzja Złodziejki truskawek , na pożegnanie sezonu truskawkowego i dla zatrzymania paru szybkich myśli nad tą osobliwą opowieścią, a właściwie polem opowieści. Bo myślę sobie, że dziś – w czasach narracyjnego boomu – mówienia o opowieściach i narracjach nigdy za dużo.  Joanne Harris, Złodziejka truskawek Złodziejka truskawek Joanne Harris to powieść dziwna, z rozłogami. Prowadzą te rozłogi w przeszłość świata przedstawionego i do innych opowieści. Najbardziej do projektu dziewiętnastowiecznej tapety Williama Morrisa Złodziej truskawek oraz do Czekolady , głośnej niegdyś powieści tej samej autorki.  Wzór-cytat ze Złodzieja truskawek , zapach truskawek, smak, kolor i tekstura dżemów truskawkowych (ewidentnie nie ma tu dwóch takich samych!) oraz wysublimowane smaki czekolady przenikają się w tej powieści. Krzyżują się niczym jej bohaterowie, złączeni miejscem zamieszkania, p

Słowa i przyjemności

Będzie znowu o namingu i copywritingu, bo właśnie czytam: Vianne używa najlepszych ziaren kakaowca, sprowadzonych z plantacji na zachodnim wybrzeżu Afryki – czekolady naszpikowanej przyprawami o nazwach jak wyspy zaginionego archipelgu. Tonka. Wanilia. Szafran. Goździk. Zielony Imbir. Kardamon. Pink peppercorn. Nigdy nie podróżowałem père, a jednak te nazwy przenoszą mnie gdzie indziej, na nieodkryte wyspy, gdzie nawet gwiazdy są inne.  Joanne Harris, Złodziejka truskawek Różowy cedr, białe drzewo sandałowe czy… wyspy szczęśliwe (w ogóle wyspy!) to tylko kilka kolejnych nazw, które spontanicznie przychodzą mi na myśl, a podbijają smakowitość nie tylko kulinariów. Nie tylko. A może rację ma Czesław Miłosz, że to wszystko dlatego, że przywołane nazwy są naładowane poezją. (Może jedyną czytaną poezją naszych niepoetyckich czasów?) Pisał Miłosz przed laty:  Naładowane poezją słowo wyspa wabi, przyciąga, obiecuje.  Czesław Miłosz, Żegnajcie Wyspy! No i rymuje się wyspa w wyobraźni z rajem,

Tajna broń

Dziwne bywają przypadki mianowania rzeczy, nazywania ich dla rynku, czyli tzw. namingu. Weźmy na przykład taki kostium bikini. Dziś jest on zadomowiony, a raczej zaplażowany, tak bardzo, że ani on sam, ani jego nazwa nie budzą żadnych emocji ani skojarzeń. Wystarczyło 70 lat z okładem, aby oderwać nazwę od jej gorących kontekstów, od skojarzeń geograficzno-polityczno-społecznych.  Bo przecież bikini, ten „rewolucyjnie  skąpy” kostium (minimalny, itsy bitsy, teenie wenie, petit – jak o nim kiedyś mawiano), odsłaniający pępek  i biodra, wziął swoją nazwę od próby broni nuklearnej na atolu Bikini. A właściwe od wielu podwodnych prób, które zmieniły rajski zakątek w strefę militarnego skażenia. Trwa ono do dzisiaj.  Trudno dzisiaj powiedzieć, co zadecydowało o nadaniu właśnie nazwy „bikini” kostiumowi plażowemu „mniejszemu od najmniejszego kostiumu kąpielowego na świecie”, wprowadzonemu na rynek we Francji latem 1946 roku. Czy była to ignorancja, która pozwalała nie widzieć i nie słyszeć n