Przejdź do głównej zawartości

Posty

Haiku w biznesie

Gdyby nie on, chyba nie zainteresowałabym się miejscami wspólnymi haiku i marketingu. Mowa o „ojcu założycielu” i dyrektorze kreatywnym L'Occitane , o Baussanie, Olivierze Baussanie.  Mówi się o nim, że sprzedaje „Prowansję w butelce”. Sam przyznaje się w wielu miejscach do miłości do haiku i do patrzenia na Prowansję przez pryzmat haiku. Nawet  uprawia haiku. Dla relaksu? Dla utrzymania swoich myśli w ryzach konceptu i językowej dyscypliny? Dla pochwały japońskiego zapętlenia natury, chwili spojrzenia, emocji, filozofii? Kiedyś Baussan na pytanie o najpiękniejszą rzecz, jakiej doświadczył, odpowiedział:  „Pierwszą rzeczą, która przychodzi na myśl, jest właściwie wiersz. To haiku japońskiego poety, które mówi: >>Świat rosy jest światem rosy, a jednak i jeszcze”. Ideą całości jest to, że poranna rosa jest naprawdę piękna, ale nie trwa długo, ale to „a jednak” pokazuje, że zawsze jest nadzieja<<” . I dalej :  „ To właściwie kwestionuje wszystkie zmartwienia, jakie żywimy
Najnowsze posty

Dusza Prowansji

Już jesień. Zapach lawendy przeniósł się do domów. A ja myślę sobie o tym jak bardzo w rękach Francuzów lawenda stała się produktem promocyjnym Prowansji (PPP).  Zupełnie jakby z lawendą od VI w.n.e wieku nie żyli choćby…Anglicy. Jakby w XVIII i XIX wieku przedmieścia Londynu nie były„lawendowym oceanem”. Jakby królowa Wiktoria nie była jedną z największych fanek zapachu i koloru lawendy, i lawendowej esencji…  A to przecież tę królową wraz ze Sarah Sprules („Dostawcą esencji lawendowej dla królowej” z Mitchum ) widywano wśród londyńskich pól lawendowych. To za jej panowania lawenda zagościła w tussie mussies, „gadających bukiecikach” i Bóg wie,gdzie jeszcze.   Jest nawet angielskie powiedzenie „leżeć w lawendzie”, co znaczy leżeć bezpiecznie, ale i być skrytykowanym, zabitym, przygotowanym do pochówku. Być może dlatego w wiktoriańskim języku kwiatów słodko pachnąca lawenda oznaczała – nieufność? Dziś nadal angielskie „leżeć w lawendzie" konsternuje zestawieniem swojej słodkiej uż

Głos lawendy w wielkim mieście

Był czas, że wielkie stolice tętniły głosem ulicznych sprzedawców. Był czas, gdy ich okrzyki i piosenki sprzedawały oprócz mleka i noży…wiosenne fiołki i letnie lawendy. Nierzadko w dziewiętnastowiecznym Londynie dało się słyszeć wołanie: Czy kupisz moje słodkie vi-o-lety?  (W oryginale: Will you buy my sweet vi-o-lets?)  Lawendowe okrzyki  Rozlegały się też przez całe wieki w Londynie czysto lawendowe „okrzyki sprzedażowe”, które w tłumaczeniu na polski brzmiałyby mniej więcej tak:  Lawenda, słodka lawenda!  Czy kupisz moją słodką lawendę, słodko kwitnącą lawendę? Och, kup moją piękną lawendę, szesnaście pęczków za grosz!   Nie kupisz mojej słodkiej kwitnącej lawendy?  Kupisz to raz i kupisz dwa razy! Och, nie kupisz mojej słodkiej, delikatnej lawendy? Wszystko w pełnym rozkwicie!  Przyjdźcie wszystkie młode damy! Nie zwlekajcie, mam tu dzisiaj lawendę Mitcham! Szesnaście niebieskich gałęzi, wszystko za jednego grosza!  Lawendowa melodia Okrzyki lawendowe, w ogóle uliczne okrzyki hand

Lawenda, la, la, la

W moim ogrodzie właśnie dojrzewa lawenda. W PRL-u wszyscy wiedzieli jak pachnie lawenda. A pachniała jak woda kolońska „Lawenda” z Floriny  albo jak mydło Pixin Kwiat Lawendy! Mało kto mógł wtedy jednak głaskać własne lawendy.  Prawdziwa lawenda jest lawendowa W Polsce AD 2023 można mieszkać z lawendami na wyciagnięcie ręki. Lawenda przebiła popularnością swoje kuzynki: rozmaryn i miętę. Cała trójka pachnie równie obłędnie, ale część lawend nieźle zimuje w naszym klimacie (w przeciwieństwie do rozmarynu) i wszystkie rozkwitają cudownymi fioletami.  Różami i bielami też kwitną, ale to już nie to samo. Bo prawdziwa lawenda jest …lawendowa. Jest dokładnie taka jakby ktoś pomieszał ze sobą czerwień i błękit, żar ognia ze spokojem nieba. Nawiasem mówiąc, zupełnie nie pasuje mi do lawendy barwa sina, choć niektórzy od łacińskiej nazwy tej barwy – "livendulo" wywodzą imię ”lawenda”. Kwiaty lawendy tworzą prawie kulisty pióropusz złożony z fioletowych łodyg-linii, z daleka - fioletow

Lipcowe zapiski

No i przyszedł on – lipiec. Jest jeszcze całkiem świeżutki. Jaki będzie? Dla mnie początkujący lipiec ma kolor very peri – jagodowych niebieskości. Ma też kolor lawendowy.  Very peri w  rozwoju Tak jak czerwiec jest dla mnie czerwony i biały, lipiec jest – niebiesko-liliowy. I tu zaczynają się opisowe schody, bo powiedzieć „liliowy” to jakby nic nie powiedzieć.   Kiedyś, w czasach mojej babci, liliowy oznaczał biały, nieskazitelny, najbielszy. Dziś liliowy  oznacza także rozbielony fiolet z delikatną nutą błękitu, taki różowo-fiołkowy, jak kwiaty majowego bzu. Dla mojego pokolenia liliowy to rozbielony very peri. Jednak liliowy to także „usiany liliami” niczm herby nazywane „fleur-de-lis”. Tak, zdecydowanie lipiec, gdyby miał mieć herb – miałby dla mnie białe lilie rozsiane na jagodowym tle.  Mam lipcowe lilie w swoim ogrodzie. Dość wysokie, dość mocne w łodygach i liściach, z głowami – mięsistymi kielichami, ciężkimi od zapachu. Moje lilie wydają się mocne, całkiem wbrew ich greckiem

Ponad wyobrażenie

Co ja czytam:  Julia: Czuję kamień w żołądku. Muszę znowu wypić dziurawca, to zaraz przejdzie… Joanna: Co ciocia pije? Julia: To jest dziurawiec. Joanna: Dziurawiec?  Julia: Tak, to jest najzdrowsze na żołądek, na nerki, na wszystko! Gdyby ten dialog nie pochodził z Domu kobiet Nałkowskiej i z 1930, można by pomyśleć, że to jakaś radiowa reklama. No dobrze, nie jakaś, ale reklama dziurawca, super ziela, skądinąd świętojańskiego (ang. St. John's wort, lit. Jonažolė, niem. Johanniskraut, wł. Erba di San Giovanni). Świetojańskiego, bo dziurawiec podobno pełnię swojej mocy osiąga w południe, w dniu św. Jana Chrzciciela. Przynajmniej tak szeptano jakieś sto lat temu.  Czas dziurawców. Jest więc ten post trochę okazjonalny, bo nie ukrywam, że to świetojańska pora i kwitnące dziurawce sprowadziły moje myśli na „pole nazywania”, ważne w życiu codziennym, w literaturze, w marketingu… Już sama grecka nazwa dziurawca brzmi jak slogan reklamowy: Hypericum! Bo hypericum to złożenie: hyper (pon

Wielka ściema poziomkowa

Poziomki. Gdzież im do truskawek! Niepozorne, bez smaku. W pojedynkę – bez takiej śmietany na przykład – nie mogą tak wiele.  A jednak uchodzą za owoc „ogrodu ziemskich rozkoszy”. Bywają też esencją czerwca, kropką nad i w słowie nostalgia . Dla mnie są poziomki wraz ze swym kształtem, zapachem, smakiem jednym z ważniejszych  motywów w kadrze z mojego dzieciństwa i młodości. Są nierozerwalnie związane z głosem młodej Urszuli Sipińskiej nucącym: „Wiem, pamiętam, ty lubiłeś poziomki…” Poziomka. Zielnik Wyspiańskiego. Muzeum Narodowe w Warszawie. Domena publiczna.  J acob Hoefnagel, Studia roślin, owadów i żaby. Cyfrowe Muzeum Narodowe w Warszawie. Domena publiczna.   Moja AD 2023. Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku.    

Boska perfumeria

Różne bywały czerwce moje. Ten aktualny, wbrew swojej nazwie wibrującej czerwonościami, objawił mi się kilka dni temu… biały i pachnący. Objawił mi się, gdy szłam w chmurze słodkiego zapachu ligustru, lipy, jaśminów…Pomyślałam: tak pachnie dojrzała wiosna: świeżo, delikatnie, słodko. Przyciągająco… Boska perfumeria  Boska perfumeria A lipy i ligustry kwitną w tym roku wyjątkowo obficie. Dlaczego nie widziałam ich i nie czułam w zeszłym roku, dwa lata temu i dawniej? Czy to ich wina, czy moja?  Blogowanie to gra zespołowa.  * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom. ***Polub   Content i Marketing   na Facebooku.