Byłam na Bulionie i innych namiętnościach . Przyciągnął mnie plakat igrający sensami: bulion namiętności i b ulion i inne namiętności . Zapowiadał kino, którym zawładnęło smakoszostwo i zmysłowość, a może i miłość… Bulion i inne namiętności Marketingowcy próbując zaetykietować ten film piszą: romans w kostiumie, romans kulinarny, melodramat, poetyckie kino kulinarne, poetyckie slow cinema, prequel powieści Marcela Rouffa, Autorytety, autorytety, autorytety Idąc na Bulion namiętności zastanawiałam się czy to będzie to nowe czy stare kino. Za tym, że jednak stare, przemawiał... bulion w tytule. Bo prawdziwy bulion, ten niegdysiejszy ekstrakt szczęścia kulinarnego i pozakulinarnego (ach, ten burgundzki bulion na ból), nie cieszy się w dzisiejszych wege czasach popularnością. Kto dziś otwarcie pragnie alabrysu!* Za tym, że może być to stare kino przemawiały też: osnowa literacka filmu (powieść La vie et la passion de Dodin-Bouffant, Gourmet , czyli Życie i pasja Dodin-Bouffant Gourme
Wrzosy mają w sobie „ten klimat”: moc lila-fioletowej palety (podobnie jak fiołki, bzy-lilaki, lawenda), szczyptę leśnej tajemnicy, wiele prawie jesiennego rozrzewnienia i konszachtów z prawie jesiennym słońcem na prawie jesiennym niebie, z mgłami, z rdzawymi paprociami, z wiecznie zielonymi sosnami. Poza tym mają wrzosy mocny kulturowy kontekst. Zdają się mówić: każdemu dajemy, co lubi, w zależności od potrzeb, doświadczeń, wiedzy. Wrzosy sugerują, odsyłają, przypominają, opowiadają. Opowiadają o starych wróżbach wróżących z wrzosu (Kiedy sierpień wrzos rozwija, jesień krótka, szybko mija.), o dawnych znachorach i znachorkach (co przy okazji i krowy leczyli), o barwierzach, co z wrzosowych fioletów żółć pozyskiwali, o dwudziestowiecznych wojnach, które wkraczały do Polski na dobre w czas kwitnięcia wrzosów („Wrzosy, wrzosy, lila mgła, gdzieś we wrzosach chłopak padł”.), o Rodziewiczównie – mimowolnej propagatorce wrzosów w dwudziestoleciu międzwojennym, o poetach, których wrzosy – fio