Wiele w moim warsztacie cenności, które nie zasłużyły „by robić za śmieci”. Są to porzucone cytaty, slogany, przysłowia, „ciągi i zlepy” tematyczne, myśli, puenty. Dziś na przykład natknęłam się na cudowny fragment z Miazgi , wlazł na gruszkę, trząsł pietruszkę, cebula urodziła, on się śmiał, przyszedł właściciel tego banana i mówi „złaź pan z tego kasztana!” a ta wierzba jest moja. Jerzy Andrzejewski Wiruje w tym fragmencie i Słodycz marzeń Syrokomli i cała piosenkowo-porzekadłowa mądrość naszych dziadów i pradziadów i aktualność. Szkoda do śmieci… Blogowanie to gra zespołowa. * Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka. ** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
Późną jesienią nachodzi mnie zawsze myśl o… śmierci znaków diakrytycznych, czyli kropek, kresek i ogonków w naszych rodzimych wyrazach. Może dlatego, że tak wiele jesiennych słów i fraz je posiada? Wystarczy szybka przebieżka: wrzesień i październik, żółte płomienie liści, żółtawe pejzaże, mżawka za kołnierzem, ćma i mgły… Jesienny słownik udowadnia, że polszczyzna płonie, szleści, szemrze, szumi, rozmywa, rozmiękcza, chlupie i hula…Śpiewa. I choć w mówionym języku codziennym znaki diakrytyczne mają się jeszcze w miarę dobrze (?), giną w sms-ach, tematach e-maili, w nazwach domen, w opisach, tytułach, etykietach produktów, bo… giną w linkach… Giną też w polskich imionach i nazwiskach na globalnych serwisach profesjonalistów. Umierają polskie znaki diakrytyczne od technologii i strategii: z potrzeby komfortu, uległości wobec mody na upraszczanie, „bycie globalne”, itd… Z odciętymi ogonkami, urwanymi kreskami, czyli podprutymi znakami firmowymi – made in Poland, duchy polszczyzny zamie