Przejdź do głównej zawartości

Posty

Takie tango

Nie będę ukrywać, ze lubię o…tangu. Kiedyś w  Miedzynarodowy Dzień Tanga napisałam o cudownym mariażu tanga i reklamy, w latach trzydziestych zeszłego stulecia.  W tamtych latach tangowano na potęgę.  W karnawale 1930 roku można było przeczytać w „Świecie”:  „ Nadszedł wreszcie taniec XX wieku. — Runęły foxtroty, shimmy, javy, bluesy — zostało zwycięskie tango argentyńskie. Dziś tańczy je cały świat w małych boitach paryskich, w snobistycznych barach Wielkich Bulwarów i Riwiery, w portowych spelunkach, w izbie robotnika i pokoiku pensjonarki. Jazz, patefon i radio — grają: tango argentyńskie. Gorące słońcem południowej Ameryki, zmysłowe, jak dżungla nocą, i upajające, jak hiszpańskie wino. Jest w nim podświadoma tęsknota starej Europy za Nowym Lądem. Tęsknota za miłością, odrodzoną przez bujną przyrodę”.  Była to trzecia fala tanga na ziemiach polskich. Pierwsza  polska fala tanga Pierwsza  polska fala tanga wezbrała tuż przed pierwszą wojną światową....
Najnowsze posty

Święty Mikołaj przejęty

  Im jestem starsza, tym bardziej komplikuje mi się figura Mikołaja, kiedyś wyłącznie świętego. Myślę sobie, że trudno o postać bardziej tajemniczą, użyteczną i bezpardonowo użytkowaną niż święty Mikołaj, dziś po prostu Mikołaj – najczęściej człowiek na godziny, z wymiętą „umową o „dzieło” w kieszeni czerwonego kubraka albo tandetny gadżet, co to potrafi nawet w twerk. Jakieś sto lat temu Mikołaj, jeszcze święty, opiekował się końmi i inną zwierzyną domową. W wigilię swojego grudniowego święta kazał do… wilków. Tych realnych, które przejmowały władzę nad grudniowymi lasami, ale i tych symbolicznych. W nocy z 5 na 6 grudnia wymieniano na drzwiach końskich stajni wyblakłe wizerunki Świętego. Im bliżej Wschodu, tym bardziej wierzono w jego ochronne moce. Tu i ówdzie szeptano podobno, że tam gdzie Bóg nie może, święty Mikołaj dopomoże.  Piotr Stachiewicz, Grudzień. Źródło:https://cyfrowe.mnw.art.pl/pl/zbiory/203994 Wcześniej święty Mikołaj dyskretnie opiekował się pannami bez pos...

Poeta reklamy

Mam i ja – oliwę z twarzą Dantego. Moja pasja obserwowania różnego rodzaju literacko-reklamowych kłączy nie pozwoliła mi przejść obojętnie obok tej oliwy.  Mogę chyba powiedzieć, że od pewnego czasu Dante „za mną chodzi”, stoi przy moich alejkach zakupowych, jakby na mnie czekał. Jakiś czas temu podprowadził mnie do nietuzinkowej książki, niby kucharskiej, ale i o włoskiej kulturze. A może zwłaszcza o włoskiej kulturze? Po otwarciu tej książki unosi się wokół radość opowiadania o włoskich smakach, zapachach, teksturach, kolorach, a nawet dźwiękach. Jak dobrze się wsłuchać, to można usłyszeć muzykę, najbardziej soczystego florenckiego bluzgu, tarantelli, O sole mio czy melodię „Roma ach, Roma, ty się wcale tak nie sromaj!”. Wirują w tej książce, pod którą podprowadził mnie Dante, włoska historia, geografia, legendy, piękne mity literatury – Beatrycze!, popkultura, stereotypy włoskie i polskie, włoskie i polskie osobliwości lingwistyczne, warszawska codzienność z drugiej dekady XXI ...

Kiełbasa czy klej?

Wiem, wiem, dla większości osób nazwa „klej” wiąże się dziś z frazą „kopiuj i wklej”. I cóż, że sama czynność jest mocno podejrzana?  Dzisiejsi młodzi nie zaklejają swoich relacji osobistych w kopertach z naklejonym znaczkiem. W ogóle, kto jeszcze wysyła miłość, przyjaźń, przywiązanie w listach? Kto jeszcze myśli o „kleju” jako czymś, co może scalić, ocalić, zjednoczyć? Słownik slangu miejski.pl przekonuje, że właśnie… młodzi. Używają słowa kleić w znaczeniu „robić coś razem” (oprócz rozumieć, kminić, czaić bazę).*  Dla większości młodych jednak klej, klejenie, sklejanie nie brzmi zbyt dobrze. Wiem coś o tym, bo też tak miałam, też bardziej niż scalanie podobało mi się bycie częścią osobną. Outsiderka, outsider – to brzmiało dumnie. Podobnie jak dzisiaj: aktywista/stka, lider/ka… Poza wszystkim innym te nazwy: stylizują. A stylizacja – jak wiadomo – to  w pewnym wieku (a może zawsze?) rzecz najważniejsza! Ale, do kleju! Polszczyzna mówi, że można być przyklejonym albo odk...

Kultura chodzenia

  Jeszcze niedawno panowała u nas …kultura chodzenia. Wyrugowała ją z życia naszego powszedniego kultura jeżdżenia i „bycia wożonym". Nawet podróżników jak na lekarstwo. Zastąpili ich turyści, przemieszczający się po świecie coraz szybciej, ekonomiczniej, według listy „musisz zobaczyć”!  Z dawnej kultury chodzenia został tylko (?) zwrot „Będziesz chodzić ze mną?”, ostatnio kreatywnie włączony w marketing przez Lidla . Właśnie to Lidlowe przywołanie chodzenia zwróciło mnie ku myśleniu o umarłej kulturze chodzenia, i tej miejskiej, i tej wiejskiej. Idzie mi tu nie o chodzenie przygodne czy narzucone treningiem, ale chodzenie codzienne, wydeptujące własne ścieżki, uważniające i stopy, i to co pod nimi, i to co wokół. Psiarze wiedzą o czym mówię.  Wiedział o czym mówię  Kurt Vonnegut, kiedy napisał:  „ Kiedyś powiedziałem żonie, że idę kupić kopertę.   – Och – powiedziała – nie jesteś biednym człowiekiem. Więc, dlaczego nie wejdziesz do sieci i nie kupisz...

Merkucjo i inne przyjemności

Ostatnio atakuje mnie naming kulinarny. Parę dni temu zastawiło mi drogę Omdlenie Imama , a dzisiaj… Ciasto Merkucjo . Dla mnie Merkucjo to Szekspir, to Romeo i Julia . Nie da się ukryć, trochę staroświecka jestem, bo Szekspira lubię…  Szekspir i kulinaria Co więcej, myślę że Szekspir, choć przez niektórych postępowych uważany dziś za dziadersa, wciąż może inspirować... kulinarnie. Zwłaszcza gdy mowa o słodkich kulinariach, bo słodki stół Szekspir kochał podobno tak samo jak … soczyste opowieści i brawa. Zresztą, któż nie kochał cukru w czasach Szekspira? Cukru i piwa, i wina….  W Henryku IV pisał Szekspir:„Jeśli sack* i cukier są błędem, Boże, pomóż niegodziwym!”. Często myślę o tym zdaniu, gdy chce mi się słodkiej herbaty! I o Falstaffie myślę czasami (kto dziś pamięta o Falstaffie?), któremu nie bez przyczyny wymyślił Szekspir przezwisko: „Sack and Sugar Jack”. Szekspir używał jedzenia w swych sztukach  w roli realistycznego tła, narzędzia charakterystyki postaci, ja...

Bajecznie, tanecznie, sterylnie

  Republika wolnych obrazów? Uwolnione obrazy? Obrazy bez granic? Wirujące obrazy? Esej o immersji? – myślę o tytule, który pasowałby mi do tej wystawy.  Tak, zdecydowanie zabrakło mi w wystawie Immersive MONET & Friends odautorskiego tytułu i klasycznego, papierowego przewodnika! No i  zapachu! O ten zapach prosiły migdałowce Van Gogha. Ich kwiaty są  podobno takie aromatyczne! Znawcy mówią, że pachną miodem, z orzechowym podtekstem. Ciekawe jakby opisał je Van Gogh, Vincent Van Gogh, przechadzający się po sadach migdałowych niczym my między kwitnącymi jabłoniami czy wiśniami.  Immersive MONET & Friends O zapach prosiły też nenufary Moneta. Podobno wystarczy zapach jednej lilii wodnej, żeby poczuć go w najbliższym otoczeniu. Ale zapach - jak wiadomo - to aktor dość egoistyczny  i uparty, i trudno go precyzyjnie wpisać w scenariusz wirujących obrazów.  Ale jestem pewna, że na wystawę obrazów samego Moneta sprawię sobie Allure albo In Love Agai...