Przejdź do głównej zawartości

Czarny Kot, czarne kocice, czarne kociątka


Wczoraj był Dzień Czarnego Kota! Patrona dawnych kabaretów artystycznych (ach, ten paryski „Le Chat Noir”) i kawiarni adresowanych do artystów. Także patrona nowel spowinowaconych z horrorem i czarnym kryminałem, ze światem narracji z dreszczykiem.

Nic dziwnego, przecież czarny kot „na drodze” w europejskiej kulturze wciąż przeważnie wróży niechybnego pecha! Ja sama choć zgadzam się w pełni z Groucho Marxem, który mawiał że „widok czarnego kota przecinającego drogę oznacza po prostu, że „zwierzę dokądś idzie”, jakoś nie lubię czarnych futrzaków, które bezpardonowo przecinają mi drogę.

Czarny kot w namingu

Jednak istnieje całkiem liczna grupa osób i organizacji, które przez swoje nazwy (lub nazwy swoich produktów) chcą być kojarzone z czarnym kotem. Na przekór przesądom? Z zauroczenia miękką czernią? Z potrzeby zaznaczenia pazura?  Z uwielbienia dreszczyku? Z fascynacji życiem nocnym?

„Czarny Kot” to z pewnością niezła nazwa dla miejsc z „dreszczykiem”:  dla nocnych klubów, barów, kawiarni albo lokali tematycznych – z horrorem, kryminałem czy realizmem magicznym w centrum. Albo dla przestrzeni ze sztuką. Albo dla czarnych produktów „z pazurem”,  jak na przykład kawa kopi luwak. Albo i z pazurem, i z nutką surrealistycznej poezji, jak  damskie perfumy o nazwie „Czarny kot lecący nad miastem nocą”, z autorskiej serii oparów z łódzkiego „Garaażu”.

Już bardzo pobieżny przegląd różnych źródeł mówi, że „czarny kot” może służyć za nazwę dla:
  • zwykłych restauracji, kawiarni, klubów  (także w językach obcych – Gatto Nero, Le Chat Noir, Black Cat).
  • browarów i „piennych produktów", które opalizują czernią” (na przykład piwo „Czarny kot”)
  • usług w zakresie dizajnu
  • usług detektywistycznych
  • usług i różnych produktów „na szczęście” – wbrew kulturowemu naznaczeniu czarnego kociska pechem
  • usług weterynaryjnych
  • sklepów wędkarskich
  • wszystkich produktów nie za dużych, czarnych, miękkich, aksamitnych, z nutą nocy, tajemnicy albo…. niezłym pazurem
A zatem nie taki czarny czarny kot, jak go malują!

W załączniku Czarny Kot Śląski, wprost z Brynku.

czarny kot, nazwa dla firmy, naming
Czarny Kot Śląski w Dniu Czarnego Kota i Międzynarodowym Dniu Rzucania Palenia Tytoniu



Teraz czas na Ciebie.

Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.

***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc