Przejdź do głównej zawartości

Wytworne kalosze?


Ciągle pada. Czas więc  na śniegowce, kalosze, deszczówki. Z pozoru to niekobiece obuwie.  Pozory mają jednak to to siebie, że mylą. Bo dowodów na kobiecość kaloszy, śniegowców i deszczówek Ci
u nas w bród. I cóż z tego, że część z nich to  reklamy? Przekonują i to jest najważniejsze.

Jest w wilanowskim Muzeum Plakatu cudowna reklama śniegowców autorstwa Tadeusza Gronowskiego (1929).  Z cudownym, leciutko dwuznacznym sloganem: "Gentelman. Śniegowiec wytwornej damy" i cudownie zwięzła w obrazie.  Plakatowo, a przy tym niczym w filmowym zbliżeniu,  prezentuje ta reklama  przede wszystkim śniegowce  historycznej marki „Gentelman” (ta nazwa też jest niezła!), a później dłuugie nogi aż po rąbek króciutkiej spódnicy Młodziaka Anno Domini 1929  i …wesołego szczeniaka pałętającego się pomiędzy śniegowcami.  Głowę daję sobie uciąć, że gdyby nie slogan,  nikt by nie zgadł, że  ta reklama liczy sobie prawie 90. lat.

Że pochodzi z czasów, kiedy  śniegowce „Gentelman” na „wytworność” (to nie pomyłka!)   rywalizowały z „Quadratami”/ „Kwadratami” i  „Kontinentsami” – rysko-polskimi, polskimi   „pepegami” (z estradowym wdziękami polecanymi i przez Hankę Ordonówną i Zulę Pogorzelską – gwiazdy ówczesnej estrady) – reklamowanymi przez 3 * naj- ( najtańsze, najtrwalsze, najwytworniejsze),  szwedzkimi „Tretornami”,  amerykańskimi „Ball-bandami”.

Koncept filmowego zbliżenia i wyolbrzymienia  śniegowców  spodobał się na tyle, że wkrótce zaczęły one uroczo przesłaniać pejzaże jesiennej Warszawy . Jak na przykład  w tej, jednej z moich ulubionych reklam „kwadratów”.

kalosze, śniegowce, deszczówki, reklama
Reklama kaloszy z 1929 roku
Ta poniżej też jest całkiem udana.


Reklama kaloszy z 1929 roku

Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.




Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Co to jest haul?

Słyszała(e)ś kiedyś wyrażenie „haul zakupowy”? Nie? To pewnie nie uczestniczysz w życiu zakupowej blogosfery, a zwłaszcza jej wersji wideo, czyli vlogosfery? A może słyszała(e)ś to wyrażenie, co więcej, masz o całym haulowym zjawisku już wyrobione zdanie? Może nie najlepsze? Masz pełne prawo! Podziel się nim, proszę. Będziesz moim pierwszym komentatorem! Haul i content marketing? A w ogóle dlaczego zajmuję się „zakupowym haulem”? Bo ciekawi mnie wszystko, co z marketingiem treści było związane, jest związane i związane być może w niedalekiej lub dalekiej przyszłości. A zakupowy haul jest chyba takim marketingiem, nawet jeśli nieświadomym czy spontanicznym, to znaczy przez nikogo nieopłacanym?    A tak nawiasem mówiąc, denerwują mnie te nazwy marketing treści czy content marketing, których jednak używam z całym dobrodziejstwem i… niedobrodziejstwem. Denerwują mnie, bo przecież chodzi tu nie tyle o marketing treści, ile przez treści i przez ten brak „przez” robi się zamę