Przejdź do głównej zawartości

Sobotnie pralinki


W nawiązaniu do idei opiekowania się treściami innych, moja dzisiejsza majowa piąteczka. Najświeższa, ręcznie dobrana. A zatem polecam:
1. Emoji. Są wykorzystywane w kontaktach osobistych, towarzyskich, marketingowych. Niektórzy używają ich ponoć jako haseł do banku.

A inni – układają wiersze z emojis. Gdzieś wyczytałam, że w języku emoji powstał przekład biografii piosenkarki Miley Cyrus i książki Moby Dick pod tytułem Emoji Dick amerykańskiego pisarza Hermana Melville’a. Na pewno jednak  na język emoji „Polityka” przełożyła 15 klasycznych tytułów książek i filmów.

O emoji mówi się – system piktogramów, które wyrażają emocje albo po prostu: system buziek albo emotek. To rodzaj dzisiejszego pisma obrazkowego. Emoji bywają poręczne, wdzięczne, a czasami – kłopotliwe. Wystarczy nieodpowiednia kombinacja ikon i …problemy prawne gotowe.

O emoji dużo tutaj. A w załączniku infografika, ze statystycznymi informacjami, kto emoji lubi najbardziej.

Szkoda tylko, że zabrakło ciekawostek, niektórych  całkiem praktycznych. Na przykład informacji, że to samo emoji wygląda nieco inaczej na różnych urządzeniach.

2. Dużo i dobrze o marketingu osób wpływowych, liderów opinii, trendsetterów, czyli o influencer marketingu*. W podtekście pozytywnie o ekonomicznym potencjale biznesu i… wpływowych blogerów. Ponadto przykłady, korzyści, pomiary skuteczności tego typu marketingu.

Okazuje się, że influencer marketing jest dużo starszy niż mogłoby  się wydawać, autor polecanego artykułu datuje jego początek na 1760 rok i łączy z osobą Roberta Wedgewood z Wedgewood, który   do sprzedaży swej ceramiki użył wpływów rodziny królewskiej. Konia z rzędem temu, kto poda wcześniejszy przykład.

*influencer marketing=marketing wpływu ( influence marketing, digital influence, social influence)
  
3. Jak budować i mierzyć kapitał społecznościowy (social capital)? Odpowiada Paweł Tkaczyk. Odpowiada praktycznie, mówiąc, że  kapitał rośnie wprost proporcjonalnie do przydatności. Że ludzie słuchają innych ludzi, bo informują, doradzają, eksponują przydatne narzędzia… Albo dają wsparcie emocjonalne, dobrą energię, przyjaźń. No akurat jeśli idzie o ten ostatni punkt, to szłoby się wadzić. Zwłaszcza w wieku, w którym się wie, że nie można mieć w życiu więcej niż 5 przyjaciół.

A ponadto mamy tu: przypomnienie wskaźników kapitału społecznościowego i ... ciekawy przykład tytułu dwuznacznego. Żeby było jasne, nie lubię takiej „optymalizacji” tytułów.

4. Czy popularne precle wymierają? Jeśli to prawda, to cieszę się i niech im ziemia lekką będzie. Preclowanie albo precling, czyli pisane tekstów dla samego pozycjonowania (często generowanych automatycznie czy półautomatycznie) – z punktu widzenia czytelnika absolutnie  pustych – obniżyło prestiż copywritingu, copywriterów i w ogóle słów i treści pisanych.  Stąd też miło się czyta, że nadchodzi koniec absurdalnych publikacji. Oby to tylko była prawda. A więcej tutaj.

5. O microcopy, czyli słowach na buttonach – przyciskach na ekranie.  Tekst ważny, bo zwraca uwagę na możliwość różnicowania pomiędzy wezwaniami do akcji, w ogóle na problem pisania wezwań do akcji. Na przykład na możliwość wyboru pomiędzy słowami: sprawdź, przeczytaj, poznaj, zobacz.  Autor proponuje też rezygnację z poleceń i wszelkich form poleceniowych na rzecz form  typu: „Chcę więcej”, „Pokaż mi więcej”, itd… Czy słusznie? Oceńcie sami.

Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.
 

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Copywriter, kto to?

O copywriterze mówi się żartobliwie copyrider, copyfighter, copyRAJTER. Nierzadko copywriterzy sami tak mówią o sobie. Nazywają się także mistrzami od słownych aperitifów, żonglerek, gięć i załamań. Tymczasem copywriter jest specjalistą od… tekstów, które mają sprzedawać. Choć dzisiaj już nie tylko, bo sprzedaż to tylko jedna z NOA – najbardziej oczekiwanej akcji. Celem copywritera mogą więc być takie NOA, jak: odwiedzenie innej podstrony lub strony, zapisanie się na newsletter, wypełnienie formularza, kontakt z przedstawicielem firmy. Copywriter jest więc specjalistą od tekstów, którą mają prowadzić do NOA i nie tylko (o czym poniżej). Tworzy anonimowo i   zwykle w organicznym związku z przekazem wizualnym. Jak mówił przed laty Leo Spitzer, copywriter uprawia swoisty Gebrauchkunst – sztukę stosowaną, użytkową, która należy do ustalonego porządku codzienności. Zakres prac copywritera Dziś w zakres prac copywritera wchodzą też: tworzenie nazw dla organizacji i produktów

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła