Przejdź do głównej zawartości

Niech żyją pominięte matronki, matki, siostry, żony i kochanki

Jest czas kobiet. Kobiety, siostrzeństwo, żeńskie końcówki, herstoria, parytet – to słowa, które brzęczą w mediach własnych, wydzierżawionych i podkupionych, w literaturze, sztukach i  parasztukach różnych. Brzęczą, wirują, kokoszą się…

Nawet głuchy i ślepy nie zaprzeczy: tej jesieni jest pogoda dla kobiet (choć niektórzy dzielnie, wypierają rzeczywistość he, he, he!). Jest pogoda dla kobiet. Podobnie jak było latem, wiosną, zimą, zeszłego roku i dwa lata temu. „Kobiece/feministyczne wciąż żre i daje wzrastać” – jak mówią realiści/realistki albo  cynicy/cyniczki marketingu.

A piszę o tym wszystkim, bo właśnie w Anglii „objawiło się coś” co jest hybrydą akcji społecznej z mocno feministycznym akcentem i marketingu, apologią herstorii i reklamą filmu. Pośrednio  jest ta akcja także reklamą literatury. Bardzo sprawnej pisarki, umiejscowianej w nurcie Young adult (YA). A swoją drogą, to bardzo ciekawa literatura, zwłaszcza jeśli spojrzeć  na nią przez pryzmat marketingu i promocji… 

Otóż właśnie w kilku angielskich miastach, obok pomników znanych pisarzy i innych osobistości, „Netflix” postawił posągi ich „pominiętych sióstr”. A wszystko w ramach promocji filmu Enola Holmes, na podstawie powieści Nancy Springer (stworzonej w latach 2006-2010),  filmu o „młodszej siostrze” Sherlocka Holmesa.  

Młodsza siostra Sherlocka Holmesa to taka fikcja do kwadratu, a akcja „Netfixa” to rozszerzenie tej fikcji,  przyjemnie wpisującej się w wzbierającą falę feminizmu, herstorii, narracji o nie uwidocznionch wojowniczkach.

Żeby nie było tak fikcyjnie, to warto wspomnieć, że swoje pomniki otrzymały również „siostry realne”, a między innymi księżna Helena Victoria, siostra króla Edwarda VII, która była jedną z założycielek Brytyjskiego Czerwonego Krzyża, oraz Maria Anna Mozart, siostra Wolfganga, która jako klawesynistka i pianistka koncertowała w Wiedniu i Paryżu.

A swoją drogą,  już dawno marketing wyjął z cienia matronki, matki, siostry, żony i kochanki wielkich mistrzów. Pamiętam, że intensywnie myślałam o tym zajadając kiedyś kulki Mozarta, autoryzowane przez Constanzę Mozart, żonę Wolfganga. Śpiewaczkę. Sopranistkę. Archiwistkę jego spuścizny.

Niech żyją pominięte matronki, matki, siostry, żony i kochanki



*Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc