Ach ci copywriterzy, nazywając, opisując, przywołując hasłami – trafiają w najczulsze punkty: potrzeby, lęki, marzenia, wyobrażenia, miłości do rymu albo melodii i rytmu, albo zaspokajają głód żartu. A czasami po prostu wszczynają opowiadanie historii, które tak naprawdę dopowiada sobie druga strona – klienci.
A piszę o tym, bo właśnie w miniony weekend – spotkałam dwa przykłady nazw z historiami do dopełnienia.
Całą frajdę trochę popsuł mi opis, ale nie całkiem, bo dzielnie trzymał się w konwencji „podniebnej podróży”. Nawet nie bardzo mi przeszkadzało, gdy okazało się, że w gruncie rzeczy cała ta „podniebna podróż” to „delikatnie zszarzona biel” (!), „doskonale neutralna”, która cudownie komponuje się z „ciszą nocną” i z wnętrzami urządzonymi w stylu gustawiańskim, shabby chic, paryskim.
No i jak tu nie kochać copywriterów? Którzy niby uprawiają marketing, ale tak naprawdę odpowiadają na potrzeby zwyczajniaków i snobów, na marzenia albo miłości do… magii. wielkich lotów, zabawy, rymów, melodii, rytmów, żartów.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
A piszę o tym, bo właśnie w miniony weekend – spotkałam dwa przykłady nazw z historiami do dopełnienia.
Pierwszy przykład, wzięty z piątku
Wchodzę do kwiaciarni, zwracam uwagę na stylowe wisiorki z czterolistną koniczynką, pytam o nie i sympatyczna kwiaciarka opowiada mi o… ich historii, i ich autorce. Puenta tego opowiadania jest taka, że to nie są żadne wisiorki z koniczynką zatopioną w żywicy, żadne tam „Szczęśliwe koniczynki” czy „Na szczęście”, „Biała magia”, „Lucky”, „Quadrifoglio Verde (QV) )”, ale … „Helenki”. Po prostu „Helenki”, poświęcone Helenie, babci autorki – jej niegdysiejszej przewodniczce po magii ogrodów i szczęśliwych koniczyn. Że są to kawałki osobistej historii zatopionej w żywicy.Drugi przykład, wzięty z soboty
Szukam farby. Białej. I trafiam na tę z etykietą: „podniebna podróż”. Mózg otwiera mi obrazy z cudownych podniebnych podróży – to epizodów z filmu Johna Downera, to scen z przedstawienia teatru „Tol”. W obu przypadkach szło o udostępnienie widoków spoza sfery codziennych doświadczeń. Wyjątkowych. Z ptasiej perspektywy. Takich uskrzydlonych obrazów dla „nielotów”.Całą frajdę trochę popsuł mi opis, ale nie całkiem, bo dzielnie trzymał się w konwencji „podniebnej podróży”. Nawet nie bardzo mi przeszkadzało, gdy okazało się, że w gruncie rzeczy cała ta „podniebna podróż” to „delikatnie zszarzona biel” (!), „doskonale neutralna”, która cudownie komponuje się z „ciszą nocną” i z wnętrzami urządzonymi w stylu gustawiańskim, shabby chic, paryskim.
No i jak tu nie kochać copywriterów? Którzy niby uprawiają marketing, ale tak naprawdę odpowiadają na potrzeby zwyczajniaków i snobów, na marzenia albo miłości do… magii. wielkich lotów, zabawy, rymów, melodii, rytmów, żartów.
Teraz czas na Ciebie.
Blogowanie to gra zespołowa.
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)