Przejdź do głównej zawartości

 Czułość do cebuli


Jeśli dziedziczy się skłonność do zapachów i smaków, to ja odziedziczyłam  czułość do cebuli.  Od przedszkola śpiewałam o cebuli okrągłej jak kula, która z buraczkiem w czerwonym fraczku uwijała się po parkiecie. Wydzierałam się też (w całkowitej zgodzie z przekonaniem, że im głośniej tym lepiej) :

O, mój mocny Boże, cebula staniała,
za co ja se bedę korale sprawiała?
Dziś już wiem, że to nie była pierwsza lepsza śpiewka „na ludowo”, że miała mocno ekonomiczny podtekst. Myślę sobie, że musiała powstać gdzieś w listopadzie (a może w grudniu?), kiedy już ostatecznie ustaliła się cena rynkowa cebuli. Że jest  ta śpiewka podszyta żalem z powodu kiepskiej prognozy przychodów z uprawiania cebuli. 

Bo  na ziemiach moich dziadów i pradziadów żyło się z uprawiania cebuli. Niczym w dawnej Prowansji. Jak Onion Johnnies, którzy transportowali swoją francuską cebulę  do Anglii, współcześni moich dziadów, pradziadów jechali ze swoją cebulą do pobliskich miasteczek. Tu i ówdzie mówiono o nich: cebularze. 

 

Kielisiński Kajetan, Sprzedawca cebuli w Tarnowie, ok.1841.

W domu moich rodziców cebula była zawsze obecna. Na tysiąc sposobów. Do dziś rozczulają mnie warkocze cebuli.

Rozczula mnie jej widok –   golusieńkiej na kromce chleba z masłem i solą –  jak lubiła moja mama. Jakby  afirmowała  słowa Kraszewskiego, Józefa Kraszewskiego, o rozumie, co to siedzi w chlebie z solą i cebulą, a nie w gęsinie.

Rozczula mnie też widok cebuli  szklonej  na patelni. I ten zapach, niczym podpowiadany przez sekretarza zjazdu sędziów pokoju z Syreny Antona Czechowa: 

Najwięcej przejmująco pachnie młoda cebulka, kiedy, wie pan, zaczyna się podsmażać i rozumie pan, syczy, szelma, na cały dom..

Taką szelmę-cebulkę  lubił mój tato. Celebrował jej podsmażenie, jej szklenie, jak  niemal każdy mężczyzna z jego pokolenia, który "przystąpił do patelni".  Ej, przyznać się kto w PRL-u nie uprawiał cebulowej sztuki podsmażania czy talarkowania w  najczystszej postaci albo do rumsztyka, do bryzola, śledzika po japońsku, „do wódeczki”. 

Na pewno w latach siedemdziesiątych podsmażał we Francji  Barthes, Roland Barthes. Przewracając cebulowe piórka odkrył, że istnieją zapachy przyrządzania potrawy i samej potrawy i że są to całkiem inne zapachy, całkiem inne. W lipcu 1977 pisał:

Podsmażamy słoninę, cebulę, tymianek, itd. Skwierczą, zapach jest wspaniały. Ale gdy zanosimy posiłek do stołu, zapach nie jest już taki sam. Istnieje zapach tego, co się je oraz tego, co się przyrządza*

A ja sobie myślę, że istnieje jeszcze trzeci zapach, zapach potrawy, którą się wspomina. Kłębię się w nim jedzenie, ludzie, miejsce, czas, okoliczności. I trudno rozdzielić jedno od drugiego. 


*R. Barthes, Rozmyślanie. „Pamiętnik Literacki" 97/4, 5-15

Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.





Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi,

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zewsząd, gdzie stanęła

Dobre rymy, na dobry humor i dobry apetyt

Jesień. Szaro. Buro. Tu i ówdzie leje. A za mną chodzą rymowane wiersze związane z małą i wielką kuchnią: na dobry dzień, na dobry apetyt, na dobry PR, na dobry marketing. Wiem, wiem, że niektórzy organicznie nie znoszą rymów. Ale skoro uprawia się je od lat, w promocji i marketingu również, to musi w nich być siła . Tyle  rymujących ludzi – a w tym duch zbiorowy (ach, te przysłowia!*), poeci i pisarze, tekściarze albo rymarze (twórców tekstów piosenek mam na myśli), kwalifikowani i samozwańczy copywriterzy – nie może się przecież mylić… Gastrorymy , małe i duże, są rozsiane gęsto w dorosłej i dziecięcej literaturze pięknej, popularnej, kulinarnej (to oczywista oczywistość), w starych i nowych anonsach prasowych, w namingu: nazwach potraw, a nawet restauracji. Przykłady? Proszę bardzo – dla miłośników obcych nazw – Good Honest Food (Dobre, uczciwe, jedzenie) albo  Poco Loco ( Zwariowany/Zbzikowany/Szalony Kawałek albo takie samo Coś Niecoś ). A dla miłośników polszczyzny-swojszc