Mam ją. Połyskującą głębokim fioletem. Jak najmodniejsza suknia mojej prababki z czasów, gdy w głowie była jej tylko moda. „Intensywna kolorystyka utrzymuje się przez cały sezon i jest wręcz nierzeczywista” – powiedział mi jej sprzedawca.
I nie jest z niej żaden Śliwkowy Cukiereczek (Sugar Plum), żadna Mocna Śliwka (Plum Power). I Gruzińska Śliwka (Georgia Plum) też to nie jest. Nie jest to też Śliwka Królewska (Plum Royale). Nie nazwano jej też wprost ani Dziką Różą (Wild Rose), ani Nocnymi Falbanami (Midnight Ruffles), ani Rozczulonym (Rozkrochmalonym?) Ogniem (Melting Fire).
Mam od wczoraj Forever Purple! Forever Purple: z nazwy, treści i formy. Moja Forever Purple obiecuje magię i kilka estetycznych smaczków. Takich dla fanów „fioletowych przebłysków”.
Myślę, że moja Forever Purple spodobałaby się Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Myślę też, że gdyby znała ją znała Sue Monk Kidd (ta od Sekretnego życia pszczół) to właśnie z niej zrobiłaby pożytek dla swoich fioletowomiodnych pszczół.
Forever Purple |
Forever Purple |
Ehhh ten marketing… Ostrzy apetyt, ostrzy, ostrzy... I wyobraźnię. No i co by nie powiedzieć czasami bywa dyskretny i finezyjny.
PS
Czyham na Grande Amethyst.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub Content i Marketing na Facebooku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentujcie, dopisujcie, nadpisujcie :)