Przejdź do głównej zawartości

Marketing, groza, dystopia

Można ludzi porywać do akcji czy konsumpcji zasadniczo na dwa sposoby: tworząc marzenia lub powiększając lub pomnażając lęki. W końcu każdy chciałby liznąć lepszego świata i każdy boi się utraty: wolności/swobody, tożsamości/osobności, bliskich, dostępu do zdrowych zasobów powietrza, wody, jedzenia, dorobku życia, płynności finansowej, zdrowia,  etc...  Są jeszcze tacy, który lubią się bać „w ogóle”, tak „totalnie”, ale to target dla twórców i dystrybutorów rozrywki z etykietą „horror”. 

Pomnażać lęki można na przykład przez roztaczanie wizji dystopii, przez wmanewrowanie cudzych wyobraźni w takie czy inne „projekty czarnej przyszłości”, w  takie zadanie myślowe: „ Co by było gdyby….”. 

Dystopie mają charakter mrocznych fantazji gęstych od zagrożeń, mają charakter spekulatywnych fikcji tańcujących wokół  czarnych faktów wyłuskanych z przeszłości i czarnych prognoz różnych maści. Niektórzy – na szczęście dla marketingu – utrzymują, że dystopie mają charakter ostrzeżeń, dzwonków alarmowych… 

Faktem jest, że im bardziej znosi się granicę pomiędzy dystopijną literaturą (gatunkiem, konwencją, światem przedstawionym ) a rzeczywistością, tym lepiej. Oczywiście, lepiej dla pomnażania lęków i dla marketingu „ratowniczych” idei, ideologii, produktów, akcji społecznych. Zdaje się, że istnieje nawet coś takiego jak „marketing grozy”, w którym  celowo zaciera się granice pomiędzy zaaranżowanym horrorem a życiem czy rzeczywistością. 

Ostatnio na żywo możemy śledzić wznoszącą falę dystopii w marketingu ….feminizmu. Możemy śledzić wznoszącą falę dystopii w marketingu feminizmu, bo tu i ówdzie przemykają nam podręczne z  Opowieści podręcznej Atwood. Margaret Atwood, kanadyjskiej pisarki i aktywistki społecznej i ekologicznej. Tej samej, która napisała między innymi  Kobietę do zjedzenia. (Oczywiście powieść Atwood nie ma nic wspólnego z gastro-recitalem Magdaleny Smalary pod identycznym tytułem.)

Przemykające postaci polskich podręcznych są niczym postaci sceniczne – myślowo-obrazowo-fizyczne. Są wyjęte z dość starego projektu myślowego  (Opowieść podręcznej ma już 35 lat) spisanego w konwencji socjologicznej fantastyki naukowej. Choć sama autorka woli mówić, że jest to bardziej  rodzaj „spekulatywnej fikcji” niż fantastyka naukowa.

Jedni łączą tę fantastykę z wypowiedzeniem kompleksu niepokojów i lęków związanych z rodzicielstwem, fundamentalizmem, totalitaryzmem, katastrofą ekologiczną, „totalną utratą jednostkowości i prawa do własnego życia”, „piekłem kobiet”, inni z wizjami z zaułków „cywilizacji” albo z czarnym bajaniem z nutką paranoi.

Jest też Opowieść o podręcznej czymś świadomie pisanym jako własna kobieca wersja dystopii, choć nie bez inspiracji  (sama autorka wymienia tu: George`a Orwella, Aldousa Huxley`a, HG Wellsa i Ursulę K. Le Guin, a nawet, JRR Tolkiena). Świadomie rozprawia się z męskocentrycznyną wizją przyszłości, w której wysocy, mocni, po prostu piękni mężczyźni, powiązani tajnymi nićmi porozumienia, nie dostrzegają kobiet. Cały czas zajmując się wyższą matematyką albo w pop-wersji: „graniem w gry”. 

Niemniej, marketing  dystopijnej grozy ma to do siebie, że nie daje zapomnieć o świecie przedstawionym,  przykleja się do pamięci, dostarcza wątków do snucia (przędzenia, motania), dostarcza pojęcia i obrazy, które bywają niezłe w marketingowych operacjach, ożywia wyobraźnię. A jak napisał kiedyś Stanisław Lem:

Jak się tak leży godzinami w nocy, to myśleniem można zajść bardzo daleko i w bardzo dziwne strony, wiesz...

Stanisław Lem, Solaris

Blogowanie to gra zespołowa. 
* Zostaw komentarz. Dla Ciebie to chwila, dla mnie ważna wskazówka.
** Jeśli Ci się podobało, prześlij ten wpis dalej. Sprawisz, że moja praca przyda się kolejnym osobom.
***Polub  Content i Marketing  na Facebooku.

 

Komentarze

Najpopularniejsze

Chwytliwe hasła

A jednak rymy w komunikacji wszelkiej maści są nieśmiertelne . Wczoraj wieczorową porą weszłam na Facebooka, a tu balet …rymów: „Pani Beato! Niestety, ten rząd obalą kobiety! Albo: „już to media podchwyciły, jakby całe życie z anarchią na piersiach łaziły”. Albo: „głośno wszędzie, czarno wszędzie, co to będzie, co to będzie!” Nawet niektóre hasztagi wyświetlające się na mojej facebookowej ściance ubrały się w rymy: #latowKato, #macchiatowkato. #nakawcewwawce. Może byłabym przeoczyła ten e-taniec rymów, gdyby nie to, że od pewnego czasu jestem wyczulona na rymowanie. Zwłaszcza w sloganach promocyjnych i reklamowych. I wbrew temu, co się sądzi „na mieście” rymy wcale nie wyszły z copywriterskiej mody. Mimo, że niektórych drażnią w sposób absolutny. Rymy robią niezłą robotę Rymy od zawsze bawiły, odróżniały, wyróżniały, wbijały w pamięć nazwy firm (i ich adresy), nazwy marek, produktów . O czym pisałam między innymi tutaj i tutaj . Rymy służyły także wyśmienicie czarnemu PR-owi, ...

Wokół biznesu w purpurze

  Od paru dni wraca do mnie myśl o purpurze: w brandingu, w marketingu, w reklamie. Jak zwykle, jest to myśl sprowokowana, tym razem pewnym przelotnym spotkaniem z firmą, która postawiła na „purpurową identyfikację”. Jak dla mnie jest to super pomysł, bo im jestem starsza tym bardziej uwodzi mnie purpura. (Może do tego koloru po prostu się dojrzewa?)  Na mieście jednak mówią, że z purpurą jest tak, że albo kochasz, albo nienawidzisz.  Myślę, że jest tak dlatego, że purpura to kolor łączący ekstrema: energię czerwieni i spokój niebieskości.  Źródło : https://pl.pinterest.com/pin/1407443629298597/ Purpura pulsuje, wibruje odcieniami. Nie bez kozery mówi się: „Purpura jest wszystkim, tylko nie zwykłym kolorem”.  Purpura opalizuje przy patrzeniu i w emocjonalnym oddziaływaniu: przyciąga i dystansuje, rozgrzewa i uspokaja, cieszy i smuci. Przystoi dumie i radości, i pokorze, i pokucie, i żałobie. Czy widział ktoś coś bardziej żałobnego niż purpurowe bratki? Nie jest ...

Czekolada: kultowe hasła reklamowe

Jean  A. Brillat-Savarin o czekoladzie Czekoladę uwielbiał na pewno Król August III. Podobno codziennie wstawał o 3 nad ranem, wypijał filiżankę nieprzyzwoicie intensywnej czekolady i siadał za biurkiem. Sam z siebie, a raczej ze swojej królewskiej mądrości, nieprzyjemności królewskich obowiązków otwierał  czekoladową przyjemnością. A Brillat-Savarin, autor słynnej Fizjologii smaku (1825),  pisał:” […] gdy myślenie przychodzi mi z trudem i przygniata jakaś niewiadoma siła, do wielkiej filiżanki czekolady dodaję ziarnko ambry wielkości bobu, utłuczone z cukrem i zawsze pomaga mi to doskonale. Dzięki temu środkowi wzmacniającemu życie staje się łatwiejsze, myśl lżejsza i nie grozi mi bezsenność, nieunikniona po filiżance kawy na wodzie, którą wypijałbym w tej samej intencji” . I pewnie niekłamany był  ten jeden z jego 9 żali nad biednymi przodkami, którym nie dane było próbować smaków Anno Domini 1825: „ Bogacze Rzymu, którzy wyciskaliście pieniądze zews...